Oczami Alison:
Dobrze znana mi melodyjka domofonu.
Podniosłam słuchawkę. Zaskoczenie. Dałabym sobie głowę uciąć, że
to Britney, ale nie. To była Naomi. Wpuściłam ją.
- Hej. –
przywitałam się niepewnie i spojrzałam na jej
twarz. Była poważna. Ciężko
było odczytać co odczuwała. Tak jak domyślałam się powodem jej przybycia była nasza
niedoszła rozmowa. Obejrzałam się za siebie. Przed telewizorem
siedziała moja babcia, która wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana.
Uwielbiała oglądać
teleturnieje. Z powrotem odwróciłam głowę w stronę Naomi. Podeszłam do sofy i wzięłam z niej moją szarą bluzę po czym założyłam ją.
- Możemy iść. – porozumiewawczo mrugnęłam i zamknęłam za nami drzwi. Wyszłam bez
słowa. Moja babci zdążyła się
przyzwyczaić, że
wychodzę kiedy chcę i w ten sam sposób wracam.
Dotarłyśmy do Starbucks’a. Zajęłyśmy mały stolik na zewnątrz.
Między stolikami krążyła szczupła, piegowata dziewczyna o rudych włosach. W
mgnieniu oka znalazła się tuż
przy nas. Złożyłyśmy
zamówienie.
Nie
wiedziałam jak zacząć. Ciszę
przerwała Naomi.
- Dzisiaj
rano w moim domu była policja. – w mojej głowie był tylko jeden wielki znak
zapytania. Zaniepokoiłam się.
Kelnerka przyniosła nasze kawy. Upiłam łyk i wsłuchiwałam się w szczegółowe
opowiadanie Naomi. Głośno przełknęłam ślinę. Zaschło mi w gardle. Wzięłam
kolejny haust mrożonego napoju. Zamrugałam z niedowierzeniem oczami. Cała ta
sprawa morderstwa była przerażająca. Najbardziej obawiałam się momentu kiedy to
do moich drzwi zapuka policja.
Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że
przeszłość nie była ważna. Od tamtego dnia byłyśmy połączone sprawą zabójstwa.
Obydwie byłyśmy w to zamieszane, tak więc musiałyśmy trzymać się razem. Ulżyło
mi po tej rozmowie. Brakowało mi przesiadywania w kawiarni, wspólnych rozmów.
Niestety towarzyszył mi także stres. Nie byłam pewna czego się spodziewać. Tak
naprawdę nie doszło do mnie jeszcze, że Kendra została zamordowana, a tu już są
prowadzone sprawy dotyczące mordercy. Dlaczego miałabym to być ja?
Usiadłam na krawężniku. Na osiedlu,
na którym się znajdowałyśmy rzadko kiedy jeździły jakieś pojazdu. Ulica była
całkowicie opustoszała. Naomi siedziała na desce koło mnie. W tle ogromne
światło słońca powoli znikało za drzewami, a pomarańczowe niebo opatuliło
całe
miasto. Kochałam takie krajobrazy Bostonu. Niecodziennie można było
zaobserwować tak piękny zachód słońca. Razem z Naomi żartowałyśmy jak za
dawnych czasów co chwilę wybuchając śmiechem. Wspominałyśmy przeszłość. Było o
czym rozmawiać, ponieważ miałyśmy masę wspólnych wspomnień. W pewnej chwili
nastała cisza. Zrobiło się niezręcznie. Nie do końca wiedziałam czy z powrotem
się przyjaźniłyśmy czy to tylko spędzanie czasu. Nadjechał samochód.
Podniosłyśmy się z ulicy.
- Będę
już spadać. – oznajmiła Naomi po chwili dodając – Napisz w razie co.
- Okej,
pa. – pożegnałam się, a nasze drogi się rozeszły. Każda poszła w inną stronę.
Przypomniało mi się, że od czasu
imprezy nie widziałam się z Britney. Nie miałam ochoty wracać do domu, więc
udałam się w stronę gdzie mieszka Brit. Uniosłam głowę do góry i wpatrywałam
się w pejzaż nade mną. Firmament zmieniał kolory w odcienie fioletu i różu.
Tego dnia niebo było naprawdę wyjątkowe. Stratocumulusy płynnie zmieniały swoje
miejsce. Zachodzące słońce było już ledwo widoczne. Widoki tak przykuły moją
uwagę, że zanim się obejrzałam stałam pod domem Britney. Przeszłam przez
metalowe ogrodzenie od tyłu posiadłości. Na szczęście Państwo Bass nie mieli
psów. Bez problemu dostałam się pod okno od pokoju przyjaciółki. Zapukałam trzy
razy, a później jeszcze dwa. Firanka w kolorze fuksji odsłoniła się ukazując
bałagan w pokoju Britney, która otworzyła mi okno.
- A ty
jak zwykle bez uprzedzenia. – przywitała mnie nietypowo.
- No
wybacz. – odezwałam się ironicznie i weszłam do środka.
W
pomieszczeniu panował wielki rozgardiasz. Pokój wyglądał jakby przeszło przez
niego tornado. Zignorowałam ten fakt. Po Britney można było spodziewać się
wszystkiego.
- Chcesz
coś zjeść? – spytała zerkając na mnie. Kiwnęłam głową. Brit zniknęła w głębi
korytarzu, a ja usiadłam po turecku na jej neonowym, włochatym dywanie w
kolorze seledynowym. Był on mięciutki niczym mech. Z całego jej pokoju
najbardziej lubiłam właśnie ten kobierzec. Mahoniowe drzwi otwarły się, a do
pokoju weszła Britney z paczką chipsów i talerzem pełnym grzanek posmarowanych
masłem orzechowym. Pod pachą miała butelkę grejpfrutowego napoju gazowanego.
Uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie. Takie danie zdecydowanie należało do
niezdrowych, ale moje odżywianie właśnie takie było, a już na pewno jeśli
spędzałam czas z Brit.
- Pycha.
– rozkoszowałam się kęsem tosta. Ręce Britney co chwilę zanurzały się w paczce
chipsów, aż po łokcie. Kiedy skończyła otrzepała je z okruszków i wzięła łyk
picia.
Późnym wieczorem wróciłam do domu.
Ostrożnie nacisnęła klamkę i uchyliłam drzwi. Weszłam do środka. Stąpałam po
drewnianej podłodze najciszej jak tylko umiałam.
-
Przyszedł do ciebie list. – głos babci wystraszył mnie na śmierć. Nie zaważyłam
jej.
- Do
mnie? List? – uniosłam brew i zmarszczyłam nos.
- Tak
właściwie to wezwanie na komendę. – w głowie słyszałam echo słów babci.
Ugryzłam się w język. Nie przesłyszałam się. Nadeszła moja kolej.
Wzięłam do ręki białą kopertę z
czarną, wydatną pieczęcią i podreptałam do pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka.
Nieprzytomnie wpatrywałam się w pismo. Nie byłam gotowa go otworzyć. Odłożyłam
przesyłkę na komodę i wyjęłam z kieszeni spodni telefon. Napisałam do Naomi. To
było pierwsze co przyszło mi na myśl. Następnie spod poduszki wyjęłam pidżamę i
ruszyłam w stronę łazienki.
W mojej głowie roiła się masa pytań.
Na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Oczekiwałam dostać ich kolejnego dnia.
Tego, którego tak bardzo się obawiałam.