sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 6.

Oczami Alison:

            Dobrze znana mi melodyjka domofonu. Podniosłam słuchawkę. Zaskoczenie. Dałabym sobie głowę uciąć, że to Britney, ale nie. To była Naomi. Wpuściłam ją.
- Hej. – przywitałam się niepewnie i spojrzałam na jej twarz. Była poważna. Ciężko było odczytać co odczuwała. Tak jak domyślałam się powodem jej przybycia była nasza niedoszła rozmowa. Obejrzałam się za siebie. Przed telewizorem siedziała moja babcia, która wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana. Uwielbiała oglądać teleturnieje. Z powrotem odwróciłam głowę w stronę Naomi. Podeszłam do sofy i wzięłam z niej moją szarą bluzę po czym założyłam ją.
- Możemy iść. – porozumiewawczo mrugnęłam i zamknęłam za nami drzwi. Wyszłam bez słowa. Moja babci zdążyła się przyzwyczaić, że wychodzę kiedy chcę i w ten sam sposób wracam.
            Dotarłyśmy do Starbucks’a. Zajęłyśmy mały stolik na zewnątrz. Między stolikami krążyła szczupła, piegowata dziewczyna o rudych włosach. W mgnieniu oka znalazła się tuż przy nas. Złożyłyśmy zamówienie.
Nie wiedziałam jak zacząć. Ciszę przerwała Naomi.
- Dzisiaj rano w moim domu była policja. – w mojej głowie był tylko jeden wielki znak zapytania. Zaniepokoiłam się. Kelnerka przyniosła nasze kawy. Upiłam łyk i wsłuchiwałam się w szczegółowe opowiadanie Naomi. Głośno przełknęłam ślinę. Zaschło mi w gardle. Wzięłam kolejny haust mrożonego napoju. Zamrugałam z niedowierzeniem oczami. Cała ta sprawa morderstwa była przerażająca. Najbardziej obawiałam się momentu kiedy to do moich drzwi zapuka policja.
            Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że przeszłość nie była ważna. Od tamtego dnia byłyśmy połączone sprawą zabójstwa. Obydwie byłyśmy w to zamieszane, tak więc musiałyśmy trzymać się razem. Ulżyło mi po tej rozmowie. Brakowało mi przesiadywania w kawiarni, wspólnych rozmów. Niestety towarzyszył mi także stres. Nie byłam pewna czego się spodziewać. Tak naprawdę nie doszło do mnie jeszcze, że Kendra została zamordowana, a tu już są prowadzone sprawy dotyczące mordercy. Dlaczego miałabym to być ja?
            Usiadłam na krawężniku. Na osiedlu, na którym się znajdowałyśmy rzadko kiedy jeździły jakieś pojazdu. Ulica była całkowicie opustoszała. Naomi siedziała na desce koło mnie. W tle ogromne światło słońca powoli znikało za drzewami, a pomarańczowe niebo opatuliło
całe miasto. Kochałam takie krajobrazy Bostonu. Niecodziennie można było zaobserwować tak piękny zachód słońca. Razem z Naomi żartowałyśmy jak za dawnych czasów co chwilę wybuchając śmiechem. Wspominałyśmy przeszłość. Było o czym rozmawiać, ponieważ miałyśmy masę wspólnych wspomnień. W pewnej chwili nastała cisza. Zrobiło się niezręcznie. Nie do końca wiedziałam czy z powrotem się przyjaźniłyśmy czy to tylko spędzanie czasu. Nadjechał samochód. Podniosłyśmy się z ulicy.
- Będę już spadać. – oznajmiła Naomi po chwili dodając – Napisz w razie co.
- Okej, pa. – pożegnałam się, a nasze drogi się rozeszły. Każda poszła w inną stronę.
            Przypomniało mi się, że od czasu imprezy nie widziałam się z Britney. Nie miałam ochoty wracać do domu, więc udałam się w stronę gdzie mieszka Brit. Uniosłam głowę do góry i wpatrywałam się w pejzaż nade mną. Firmament zmieniał kolory w odcienie fioletu i różu. Tego dnia niebo było naprawdę wyjątkowe. Stratocumulusy płynnie zmieniały swoje miejsce. Zachodzące słońce było już ledwo widoczne. Widoki tak przykuły moją uwagę, że zanim się obejrzałam stałam pod domem Britney. Przeszłam przez metalowe ogrodzenie od tyłu posiadłości. Na szczęście Państwo Bass nie mieli psów. Bez problemu dostałam się pod okno od pokoju przyjaciółki. Zapukałam trzy razy, a później jeszcze dwa. Firanka w kolorze fuksji odsłoniła się ukazując bałagan w pokoju Britney, która otworzyła mi okno.
- A ty jak zwykle bez uprzedzenia. – przywitała mnie nietypowo.
- No wybacz. – odezwałam się ironicznie i weszłam do środka.
W pomieszczeniu panował wielki rozgardiasz. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Zignorowałam ten fakt. Po Britney można było spodziewać się wszystkiego.
- Chcesz coś zjeść? – spytała zerkając na mnie. Kiwnęłam głową. Brit zniknęła w głębi korytarzu, a ja usiadłam po turecku na jej neonowym, włochatym dywanie w kolorze seledynowym. Był on mięciutki niczym mech. Z całego jej pokoju najbardziej lubiłam właśnie ten kobierzec. Mahoniowe drzwi otwarły się, a do pokoju weszła Britney z paczką chipsów i talerzem pełnym grzanek posmarowanych masłem orzechowym. Pod pachą miała butelkę grejpfrutowego napoju gazowanego. Uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie. Takie danie zdecydowanie należało do niezdrowych, ale moje odżywianie właśnie takie było, a już na pewno jeśli spędzałam czas z Brit.
- Pycha. – rozkoszowałam się kęsem tosta. Ręce Britney co chwilę zanurzały się w paczce chipsów, aż po łokcie. Kiedy skończyła otrzepała je z okruszków i wzięła łyk picia.
            Późnym wieczorem wróciłam do domu. Ostrożnie nacisnęła klamkę i uchyliłam drzwi. Weszłam do środka. Stąpałam po drewnianej podłodze najciszej jak tylko umiałam.
- Przyszedł do ciebie list. – głos babci wystraszył mnie na śmierć. Nie zaważyłam jej.
- Do mnie? List? – uniosłam brew i zmarszczyłam nos.
- Tak właściwie to wezwanie na komendę. – w głowie słyszałam echo słów babci. Ugryzłam się w język. Nie przesłyszałam się. Nadeszła moja kolej.
            Wzięłam do ręki białą kopertę z czarną, wydatną pieczęcią i podreptałam do pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka. Nieprzytomnie wpatrywałam się w pismo. Nie byłam gotowa go otworzyć. Odłożyłam przesyłkę na komodę i wyjęłam z kieszeni spodni telefon. Napisałam do Naomi. To było pierwsze co przyszło mi na myśl. Następnie spod poduszki wyjęłam pidżamę i ruszyłam w stronę łazienki.

            W mojej głowie roiła się masa pytań. Na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Oczekiwałam dostać ich kolejnego dnia. Tego, którego tak bardzo się obawiałam. 

Rozdział 5.


Oczami Naomi:

                Moje przypuszczenia potwierdziły się. Kendra nie żyła. Z dziwną łatwością mogłam dopuścić to do swoich myśli i ani trochę nie czułam żalu. Gdybym była zaangażowana w projektowanie grobu, który miał leżeć nad zakopaną wcześniej trumną z jej ciałem, na pewno pozostawiłabym tam wyłącznie jedno słowo: cześć. Cholera. Tylko kto wyprzedził mnie w zamordowaniu tej suki? Sądząc po tym jak traktowała innych, każdy mógł przyczynić się do jej śmierci.
                Zamknęłam klapę białego laptopa i zrobiłam niepełny obrót na krześle. W mojej głowie istniał już plan na trwającą już dobę. Zamierzałam porozmawiać z Alison. David miał rację bez wyjaśnień nie da się zakończyć wszystkiego, a już na pewno przyjaźni. Zsunęłam się z krzesła i zrobiłam parę apatycznych kroków w stronę drzwi. Przyspieszyłam tempo gdy usłyszałam domofon. Podbiegłam do drzwi.
- Funkcjonariusz policji John Parker –odparł mężczyzna pokazując mi policyjną odznakę. Cholera. To naprawdę była policja. W krótkiej chwili zmierzyłam go wzrokiem. Był wysokim i szczupłym mężczyzną. Dłoń, w której trzymał plakietkę, zniechęciła mnie swoimi wystającymi, sinymi żyłami.   – Mam do czynienia z Naomi Acker?
- Tak, to ja. – zdziwienie na mojej twarzy jedynie się pogłębiało. Lewą dłonią wykonałam ruch zapraszający funkcjonariusza do środka mojego domu. Usiadłam na sofie znajdującej się w salonie. Oparłam się o miękkie poduszki i założyłam obie nogi na biały materiał kanapy. Mężczyzna w mundurze usiadł na fotelu obok. – W czym mogę panu pomóc?
- Chciałbym cię zapytać o wczorajszą imprezę. Na liście gości widnieje potwierdzenie o tym, że byłaś na niej. Powiem wprost. Jeden ze świadków powiadomił mnie, że słyszał jak groziłaś wczoraj zamordowanej Kendrze James. – Birdgit. Gdyby nie fakt, że siedziałam naprzeciw funkcjonariusza sprawił, że nie poniosły mnie nerwy i frustracja. Przełknęłam ślinę.
- Tak. Groziłam jej. Jednak słowa nie zabijają. Nie zabiłam jej – odparłam.
- Przyznam, że nie mam innych dowodów świadczących o twoim uczestnictwie w zabójstwie. Zastanawiam się jedynie dlaczego ty i twoi znajomi zachowali wyłącznie spokój, gdy inni uciekali? – jego ton zmienił się na bardziej tajemniczy i dociekliwy. Sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął fotografie. Zdjęcie z poprzedniego końca dnia. Ja, Alison i dwaj chłopacy, których poznałyśmy zeszłego wieczoru. Cholera. Skąd mieli nasze zdjęcie?
- Rozmawialiśmy i nie rozumieliśmy powagi sytuacji. To wszystko.
- To dlaczego uciekaliście kiedy skierowaliśmy w waszą stronę światła? – jego głos znów zaczął nabierać coraz bardziej wnikliwego brzmienia. Nie byłam niczemu winna. Jeden moment a ten facet nazwałby mnie mordercą.
- Powinien pan już pójść. Nie jestem pełnoletnia, a przesłuchania tego typu powinny być prowadzone jedynie przy obecności moich rodziców. Jak widać nie ma ich. – zrobiłam parę szybkich kroków w stronę drzwi. Powtórzyłam ruch rękom. Tym razem wykonałam go sugerując wyjście funkcjonariusza na zewnątrz. Jego twarz zmieniła swój wyraz i wolnym chodem opuścił mury mojego domu.
- To jeszcze nie koniec. – burknął pod nosem. Nie zwróciłam jednak na to uwagi. Popchnęłam jedynie frontowe drzwi, które chwilę później zatrzasnęły się, wydobywając z siebie dość głośny huk.
                Wzięłam głęboki wdech. Cała sprawa opętała wszystkie moje myśli. Musiałam się jakoś odreagować. Sięgnęłam po leżące przy mnie krótkie, białe converse i deskorolkę. Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi.
                Odepchnęłam się prawą nogą, a obrót kół deskorolki zaczął nabierać prędkości. Uwielbiałam czuć wiatr we włosach. Odczuwać, że jestem wolna i samowystarczalna. Zatrzymać mogły mnie jedynie jadące szybciej pojazdy.
                Jechałam bez celu. Wprost przed siebie. Nie zorientowałam się kiedy na mojej drodze pojawił się jeden z chłopaków, których poznałam wcześniejszego wieczoru.
- Znów chcesz na mnie wpaść? – zapytał rozbawionym głosem. Spojrzałam w jego pobudzające pożądanie, niebieskie oczy. Momentalnie zauważyłam jak jego źrenice zwiększyły swój rozmiar. – Jestem Matthew, wczoraj nie miałem okazji się przedstawić.
- Naomi. - przedstawiłam się posyłając mu lekki uśmiech. Mój wzrok zrównał się z poziomem jego stóp. Wcześniej nie zauważyłam, że jechał na deskorolce. – Jeździsz?
- Tak, lubię to. Jak widzę ty też. - odparł i zmierzył mnie zagadkowym wzrokiem. - Jedziesz w jakieś konkretne miejsce?
- Błąkam się po ulicach od godziny i nadal nie mam wyznaczonego celu.
- To może pojeździmy razem? – zaproponował, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową. Podał mi dłoń, a ja bez namysłu dałam mu swoją. Jechaliśmy obok siebie nie puszczając się ani na sekundę. Nie odczułam przy nim jakiejkolwiek niezręczności. Rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim i o niczym, poznając siebie wzajemnie.

                Przejeżdżaliśmy przez różne szosy Bostonu. Podążaliśmy w różne strony, aż znaleźliśmy się na dobrze znanej mi ulicy. Wróciłam do rzeczywistości. Cholera. Planowałam spotkać się z Alison, wyjaśnić wszystkie niedopowiedziane sprawy.
- Metthew, muszę już iść. Mam do uregulowania jedną rzecz.
- Nie ma sprawy. Może jeszcze na mnie wpadniesz i znów pojeździmy razem. – odparł i objął mnie swoimi ramionami.
Odjechał. Sięgnęłam po swoją deskorolkę i wzięłam ją pod ramię. Zrobiłam parę kroków zastanawiając się co powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Podeszłam do domofonu i nacisnęłam przycisk. Podniosła słuchawkę.

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 4.


Oczami Alison:

                Oblała ją. Już zapomniałam do czego jest zdolna Naomi. Moja twarz wyrażała zszokowanie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przyjemne było zobaczyć jak ktoś utarł jej nosa. Stałam obok Naomi, a jednak czułam się jakby mnie nie dostrzegała. Britney kiwnęła głową i podniosła w górę drinki, które chwilę temu dla nas zamówiła. Zanim odeszłam rzuciłam wzrokiem na Bridgit, która mierzyła mnie wrogim spojrzeniem.
- Proszę, twoje malibu z pomarańczą. – powiedziała Brit podając mi kieliszek.
Objęłam ustami kolorową słomkę i wciągnęłam do ust napój.
- Świetny. – skomentowałam i odstawiłam kieliszek na ladę baru.
Britney zaczęła iść przed siebie, a ja podążałam za nią. Po drodze mijałam wiele nieznanych mi wcześniej twarzy. Dotarłyśmy na miejsce, a mianowicie do łazienki. Spojrzałam w lustro. Poprawiłam moją skater skirt i strzepałam z niej jakiś drobny okruszek. Byłam tak zapatrzona w własne odbicie, że nie zwróciłam uwagi kiedy Britney powtarzała moje imię. Klęknęła przy miejscu, gdzie brakowało paru kafelków. Wokół niej było kilkoro jej rówieśników. W tym Bryan. Zrobiłam dwa kroki, aby znaleźć się bliżej nich. Uważnie przyglądałam się jak ze szklanego pojemnika wysypywały się białe tabletki. W kilka sekund opakowanie było już całkiem puste. Grupka nastolatków stojących razem z nami wymieniła się porozumiewawczo uśmiechami. Każdy sięgał po pigułki. To był pierwszy raz kiedy przyjmowałam narkotyki w takiej postaci. Nie byłam pewna jaka ilość jest wystarczająca, dlatego zanurzyłam w pastylkach całą dłoń i napełniłam nimi garść. Zależało mi na ich intensywnym i długotrwałym działaniu. Chciałam, żeby ten wieczór był niezapomniany.
                Opuściłyśmy toaletę i udałyśmy się po kolejne drinki. Zdaniem Brit to miało przyspieszyć działanie prochów. Przepychałam się między ludźmi, a w uszach dudniła mi chaotyczna muzyka. Z powrotem znalazłyśmy się przy barze. Przystojny, wysoki blondyn postawił przed nami dwie, wysokie szklanki. W mgnieniu oka wchłonęłam jej zawartość.
- Chodź zaszalejemy! – Britney chwyciła mnie za ramię i zaciągnęła mnie w tłum.
                Nie miałam pewności czy to alkohol czy używki, ale zaczynało działać. Czułam się luźniej i swobodniej, a moje ciało bezwładnie tańczyło w rytm muzyki. Rozpoznałam swoją ulubioną piosenkę. Wspólnie z Britney skakałyśmy i śpiewałyśmy. Było cudownie!
- Idę się przewietrzyć – oznajmiłam i przeciskając się przez tłum wyszłam na chwilę z budynku.
                Przed klubem stało sporo ludzi. Wyciągnęłam z paczki papierosa i zapaliłam. Porządnie się zaciągnęłam. Zdawało mi się, że przede mną stoi Naomi. Jednak to były tylko jakieś halucynacje. Chwiejnym krokiem wróciłam do środka potrącając po drodze kogoś ramieniem. Wewnątrz nadal panował imprezowy nastój, hałas i jeden wielki harmider. Każdy wydawał się być jakiś dziwny, a wszystko kolorowe. Kręciłam się w kółko rozglądając się za Britney. Niezwykle ciężko było ją znaleźć w tak ogromnym tłumie. Próbowałam wrócić do miejsca gdzie bawiłyśmy się wcześniej, ale po tym wszystkim moja orientacja w terenie nie była zbyt doskonała. Nagle ktoś klepnął mnie w plecy. Odwróciłam się. Britney. Ulżyło mi na jej widok, a poczucie zagubienia opuściło mój umysł.
- Ej, zwijam się. Justin ma wolną chatę. Nie obrazisz się jak pójdę bez ciebie?
- No pewnie, że nie. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Britney wydęła usta w dzióbek i zniknęła w tłumie. Spośród tysiąca twarzy szukałam jakiejś znajomej. Od razu w oczy rzuciła mi się Naomi. Szłam kierując się w jej stronę. Spostrzegłam, że wszyscy są zakłopotani i wychodzą. Słychać było głośne szepty, a muzyka ucichła.
- Naomi. – chwyciłam ją za nadgarstek. Odwróciła się. Jej mina zrzedła. Otworzyłam usta, żeby zacząć rozmowę na frustrujący mnie od miesiąca temat, ale coś nie pozwoliło mi wypowiedzieć ani jednego słowa. Dźwięk policyjnych syren. Co się stało? Rozejrzałam się
wokół, ale wszyscy albo uciekali albo stali jak slupy soli oprócz całującej się pary. Głośne szepty przerwał donośny szloch Bridgit wybiegającej z klubu. Teraz ona była w centrum uwagi. Nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Bełkotała coś pod nosem wskazując palcem w naszą stronę. Wykonałam niepewny krok w tył. Naomi zresztą też. Mój naćpany organizm zagłuszały trzeźwe myśli. Faza do końca mi nie przeszła, ale zaistniała sytuacja wymagała powagi.
                Wynieśli ciało. Grobową ciszę przerwały rozmowy i spekulacje na temat zawartości czarnego worka. Sądząc po zachowaniu Bridgit domyślałam się, że to Kendra. Przerażone wykonywałyśmy kolejne kroki w tył, aż obróciłyśmy się i coraz szybszym tempem oddalałyśmy się z miejsca zabójstwa.
                Zatrzymałyśmy się. Naomi odwróciła się w moją stronę i od tej chwili szła do tyłu. Mijałyśmy wiele uciekających z miejsca zdarzenia osób.
- Co ty tu jeszcze robisz? Nie powinnaś być z Britney? – zapytała olewacko.
- Chciałam z tobą porozmawiać. Wyjaśnić pewne sprawy.
Nie zdążyłyśmy dokończyć rozmowy, ponieważ wpadłyśmy na idących naprzeciw nas dwóch chłopaków. Naomi ucierpiała bardziej bo z chwilą uderzenia wylądowała na ziemi. Wpatrywałam się w czubki moich koturn. Podniosłam wzrok, który w pewnej chwili zrównał się ze spojrzeniem jednego z chłopaków. Próbowałam powstrzymać delikatny uśmiech, który mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
- Dake. – usłyszałam z jego ust.
- Co? – spytałam zdezorientowanym tonem.
- Jestem Dake. – uśmiechnął się szeroko.
- Alison.
Wtem wszyscy odwróciliśmy się. Przed klubem stało kilka samochodów policyjnych. Padło na nas światło policyjnych latarek. Byliśmy oślepieni blaskiem padających promieni, a mimo to wydawało mi się, że widziałam błyśnięcie flesza.
- Lepiej stąd pójść. – powiedział Dake. Rozdzieliliśmy się. Wszyscy.

Rozdział 3.


Oczami Naomi:

                Minął miesiąc. Powoli oswajałam się z bieżącą sytuacją. W ciągu miesiąca nie wymieniłam się żadnym słowem z Alison. Nie dostrzegałam nawet jej obecności. Tak naprawdę łączyły nas już tylko wspomnienia.
                Koniec. Nie mogłam poświęcać tyle czasu na rozmyślanie o przeszłości. Stare czasy zniknęły. Liczyła się jedynie teraźniejszość. Uszczypnęłam się. Musiałam w końcu wrócić do rzeczywistości. Sięgnęłam ręką w stronę pilota. Nacisnęłam na przycisk zwiększający głośność.  Dociskałam go do czasu aż wysokość dźwięku telewizora osiągnęła najwyższy możliwy ton. Obróciłam się na pięcie i kroczyłam w stronę znajdującej się za mną szafy. Nadszedł czas żebym wybrała coś co włożę na tamtejszą imprezę. Dużo ciuchów. Nic nie było dobre. Mogłam liczyć jedynie na Davida. Sięgnęłam po znajdujący się na biurku telefon. Nie minęła chwila, a sms, z prośbą o jego przyjście, był już wysłany. 
                Dźwięk domofonu. Podbiegłam do drzwi i wpuściłam Davida. Przywitaliśmy się jak zwykle w ciszy. Wystarczał nam tylko uścisk.
- Co było aż tak pilne, że musiałem przerwać grę na gitarze? – posłałam mu uśmiech i chwyciłam go za prawy nadgarstek. Pociągnęłam jego ciało za sobą i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w moim pokoju.
- Moja szafa wymaga natychmiastowego przeglądu. – powiedziałam żartobliwie wskazując na białe półki. Nic nie odpowiedział. Jego wyraz twarzy w mgnieniu oka zmienił się na poważny.  Zanurzył swoje ręce w ciuchach i chwilę później na moim łóżku znalazł się komplet ubrań odpowiednich na imprezę.
- I jak pasuje? – podobał mi się bardzo. Biała koszula na długi rękaw idealnie pasowała do czarnych koronkowych spodenek z wysokim stanem. Nie minęła minuta a tuż przy mojej głowie przeleciała para czarnych litów. Cały strój zdecydowanie nadawał się na tą okazję.
- Jest idealny.
***
                Wieczór. W moich uszach znów zadudnił dźwięk domofonu. Na szczęście zdołałam założyć na siebie naszykowane wcześniej rzeczy. Został tylko jeden but. W podskokach na jednej nodze kierując się do drzwi próbowałam wsunąć na swoją stopę prawego lita. W drzwiach stał David, który pewien czas wcześniej poszedł się przygotować. Wymieniliśmy się milczeniem. Odwrócił się i zaproponował ruchem dłoni abym wskoczyła mu na plecy. Zrobił parę kroków i zdjął mnie z siebie. Przed furtką mojego domu stała zamówiona przez Davida taksówka. Wsiedliśmy.
                Nasza przyjaźń nie polegała na ciągłych rozmowach. Często siedzieliśmy w ciszy. Nie było to niezręczne milczenie, raczej przyjemne. Nie wstydziłam się przy nim błąkać się we własnych myślach. Odbiegałam od rzeczywistości, a on ze mną, niekiedy w zupełnie inną stronę. Silnik ruszył. David podał adres klubu, a ja skierowałam swój wzrok w górę. Patrzyłam na niebo. Chmury przypominające różne kształty powoli zlewały się z obrazem mojej wyobraźni. Myślałam o imprezie i ludziach, których spotkam.
                Zatrzymaliśmy się. Słyszałam tylko kszyki i głośną muzykę. Dookoła stała duża gromada nastolatków. Próba wtargnięcia na imprezę bez zaproszenia wydawała mi się zdecydowanym przegięciem. W czasie gdy David płacił za przewóz ja nacisnęłam na klamkę drzwi samochodu. Uchyliłam je bardziej i powoli wyszłam z pojazdu. Nie zdążyłam się odwrócić, a na moim ramieniu spoczywała już dłoń Davida. Zrobiłam delikatny krok w przód, a on dołączył do mnie. Przepchaliśmy się między stojącymi przed wejściem ludźmi. Trochę trwało zanim dostaliśmy się przed wejście do klubu. Przed wielkimi drzwiami stał średni i dobrze zbudowany mężczyzna ze skrzyżowanymi rękoma, które spoczywały na jego masywnym brzuchu. Zakreślił krzyżyki na liście gości. Mogliśmy wejść.
                Oślepiające reflektory skierowały się w naszą stronę. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do oświetlenia dostrzegłam tłum ludzi bawiących się na środku parkietu. Miałam straszną ochotę zatańczyć. Rozładować swoje wszystkie emocje. Złapałam Davida za rękę i poszliśmy po drinka. Muzyka była tak głośna, że chwilami nie mogłam usłyszeć własnych myśli. Spojrzałam na osoby siedzące przy barze. Cholera. Jak zwykle towarzyszyło mi niezmierne szczęście. Przy bufecie stała Kendra wraz z Bridgit. Przełknęłam ślinę i ruszyłam w stronę lady.
- Kanadyjka i jej przyjaciel gej. – skomentowała kpiąco Kendra. Suka. Nie zareagowałam. Czekałam jedynie na moment w którym barman poda mi drinka, a ja wyleję go na jej wytapetowaną twarz. Posłałam jej zdecydowanie bardziej ironiczny uśmiech niż zwykle. – Zabiję cię! – krzyknęła. Na mojej twarzy spoczywało jeszcze większe rozbawienie. Sięgnęłam po stojący obok mnie kieliszek wódki. Wypiłam go jednym łykiem i odwróciłam się na pięcie.
- Zobaczymy, kto będzie pierwszy. – spojrzałam na wzrok Bridgit, która zmierzyła mnie równie ostro jak z reguły. – Wybaczcie, ale idę się bawić. – mój ton nadal wydawał się być bardzo cięty i uszczypliwy. Zapowiadało się idealnie. Pokazałam im, że w hierarchii wartości ja jestem tą, która znajduje się wyżej. Chwyciłam Davida za dłoń i pokierowałam nas w stronę parkietu.
                Wreszcie zaczęła się zabawa.

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 2.


Oczami Alison:

                Dziwne. Uśmiechnęłam się do niej, a ona zignorowała to, jakbym nie istniała, była tylko duchem. Nabrałam podejrzeń. Jednak czy naprawdę miałam do tego powody? Ciężko stwierdzić.
- Alison? – Britney wyrwała mnie z zamyślenia.
Czasami tak odlatywałam. Trzeba przyznać, że nie należałam do trzeźwo myślących ludzi, a przynajmniej takie miałam zdanie na swój temat.
- Co? –odezwałam się limfatycznie.
- Wszystko okej?
- Chyba tak… - w moim głosie można było wyczuć niepewność.
Zadzwonił dzwonek.
                Błąkałam się po klasie podczas gdy wszyscy zajmowali swoje miejsca. Dostrzegłam Naomi, która zajęła miejsce obok Davida. W tamtej chwili naprawdę nie wiedziałam co myśleć. Usiadłam sama. Od tego się przecież nie umiera. Pan Marshall dumnie wszedł do klasy i zawiesił mapę na tablicy. Wypakowałam z plecaka zeszyt i otworzyłam go na ostatniej stronie. Tam zawsze spoczywały moje wspólne rysunki z Naomi , różne bazgroły oraz próby rozpisania długopisu. Nakreśliłam kilka szlaczków i zamknęłam zeszyt. Podniosłam wzrok na mojego nauczyciela historii, mimo że nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać.
***

                Zagubiłam się we własnych myślach. Nie potrafiłam  ich okiełznać, a one męczyły mnie nie dając mi spokoju. Nie do końca wiedziałam co ze sobą począć. Starałam się utrzymać pozytywne nastawienie, ale najpierw musiałam oderwać się myślami od mojej przyjaźni z Naomi, która, jak mi się wydawało, była już skończona. Tylko dlaczego?
                Wystukiwałam rytmy niedawno wyszukanej przeze mnie piosenki na kuchennym blacie siedząc na drewnianym taborecie. Wyczekiwałam na Britney. Odgłosy pukania o drewniane podłoże  były jedynym dźwiękiem w pustym domu. Moja babcia spędzała czas ze znajomymi w pobliskiej kawiarni grając z nimi w Bingo. Rozniósł się ton domofonu. Wpuściłam zniecierpliwioną Britney.
- Nie zgadniesz! Mam super wiadomość i nie tylko… - wzięła głęboki oddech by grać na czas i w między czasie sprawić, że będę niecierpliwa.
- No pochwal się, Brit.
- Za miesiąc jest jedna z największych imprez jakie kiedykolwiek się odbyły w Bostonie! – oznajmiła z euforią i dodała - …i jesteśmy zaproszone!
- Świetnie! – podniosłam się z krzesła i przybiłam piątkę przyjaciółce.
- A teraz druga dobra wiadomość… - powiedziała tajemniczo, a po chwili pomachała mi przed nosem metalowym pudełeczkiem, którego zawartość dobrze znałam. Skręty. Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Wyrwałam jej opakowanie z dłoni i natychmiast otworzyłam je. Siedząc na ziemi wyjęłam zawartość. Britney dołączyła do mnie podając mi bibułki i pomagając w ich przygotowaniu. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam moją zapalniczkę i odpaliłam mały płomyk, jednakże wystarczający na zapalenie jointa.
                Jasna cholera. Jakie to dobre.
                Zdecydowanie uwielbiam ten stan po jaraniu. To coś wspaniałego. Nie do opisania. Czuję jakby mojemu życiu nigdy nie towarzyszyły zmartwienia, a jednocześnie euforię i ekscytację. Mogę zapomnieć o wszystkim. Nie liczy się nic. Perfekcyjna faza. Mogę wszystko. Myślę, że nawet jakby ktoś zaproponował skok w ogień to nie zawahałabym się. Dobrze jest czuć przy sobie obecność Britney, która zawsze wyciągnie pomocną dłoń i pomoże mi wrócić do normalnego stanu istnienia. Choć niekoniecznie miałam ochotę. Mimo że dla Brit to wszystko jest codziennością i nie robi to na niej dużego wrażenia to jeszcze nigdy nie odczułam, że nudno spędzamy czas. Z Britney zawsze czuję się jakbym była w innym świecie.
                Po małym odskoku od rzeczywistości sięgnęłam po leżącą obok piłkę i udałam się na pobliskie boisko do koszykówki. Na placu był jedynie mój kolega Bryan. Czasem razem graliśmy. Tak naprawdę to dzięki niemu zaczęłam tak ubóstwiać tą grę, wszystkiego mnie nauczył.
- Cześć Alis – przywitał się. Posłałam mu uśmiech i odmachałam ręką. Odłożyłam swoją piłkę, a on poturlał mi swoją co oznaczało, że rzucił mi wyzwanie. Nie miałam z nim najmniejszych szans, ale za każdym razem dawał mi fory. Rozbawiało go, że mimo wszystko nigdy się nie poddaję i próbuję sił nawet jeśli wszystko jest zdane na niepowodzenie.
                Oddałam ostatni rzut w tarczę. W oddali za boiskiem spostrzegłam idącą Naomi. W biegu pożegnałam się z Bryanem. Musiałam w końcu odnaleźć się w tym co się z nami stało. Czym prędzej pobiegłam w jej stronę. Moje płuca wysiadały, a ja słyszałam tylko własne dyszenie. Niestety, na moje nieszczęście nie udało mi się jej dogonić. Naomi wsiadła w taksówkę.

Rozdział 1.


Oczami Naomi:

Wiosna w Bostonie była wtedy inna. Wyróżniała się małą ilością deszczu ale przeraźliwie chłodnym wiatrem. Szybko zachodziło słońce, a błękitne niebo w mgnieniu oka zamieniało się w ciemną morską głębię.
Poniedziałek. Zapowiadało się, że wszystko się zmieni. Zamknęłam oczy. W głowie wciąż krążyło mi pytanie Alison: Przyjaźnisz się ze mną z przyzwyczajenia, czy dlatego, że chcesz? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, a powinnam być jej pewna. To wszystko dało mi do myślenia. Moja niepewność do uczucia jakim jest przyjaźń uświadomiła mi, że powinnam jak najszybciej przerwać naszą znajomość. Zapomnieć o naszej przyjaźni, a co najważniejsze o Alison.
Zacisnęłam garść, w której trzymałam nasze wspólne zdjęcie. Sięgnęłam do kieszeni wyciągając zapalniczkę. Podniosłam obie ręce na wysokość mojej twarzy. Powoli nacisnęłam na spust zapalniczki. Patrzyłam na płomyk ognia, który powoli oplatał fotografie swoimi parzącymi ramionami, która po krótkiej chwili była tylko wspomnieniem. Zdjęcie przepadło równie szybko co moja przyjaźń z Alison.
Zgarnęłam z blatu biurka szczątki wspomnień pozostawionych na papierze. Wdech i wydech. Mogłam zacząć wszystko od początku. Sięgnęłam po mój plecak w stylu vintage i wychodząc z mojego pokoju zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Mój wzrok skierowany był w duł. Obserwowałam ruch moich stóp, na które wsunięte były białe martensy. Chwilę później byłam już pod murami szkoły. Ledwo spojrzałam w górę, a już zdążyłam poczuć jak ktoś oplata moje ciało swoimi ramionami. Dobrze znałam ten uścisk.
- David. - odwróciłam się i odwzajemniłam objęcie. Od kiedy pamiętam zawsze jesteśmy razem. Pewna przyjaźń. Mur, nie taki piaskowy, który w zetknięciu z falą morską zamienia się w równinę z miliardów drobnych ziaren, lecz ceglany, nietykalny. Z Davidem nie dostrzegałam wątpliwości jeśli chodzi o naszą znajomość. To było pewne, będziemy ze sobą do końca.
- Rusz tą kościstą dupcie i chodźmy do szkoły, bo za chwilę dzwonek. – poczułam jak lekko mnie trącił. Spojrzałam na niego i posyłając mu uśmiech gwałtownie ruszyłam w stronę drzwi frontowych.
Chwyciłam za klamkę powoli na nią naciskając. Nigdy nie lubiłam tego robić w szczególności kiedy przychodziłam trochę później. Wzrok ludzi, stojących przy szafkach, mierzących mnie od stóp do głów. Od kiedy pamiętam, wszyscy patrzyli na mnie z pogardą, w końcu nie każdy przyjaźni się z osobą homoseksualną. Zdarzały się jednak osoby, którym to nie przeszkadzało, albo po prostu mieli to gdzieś. Przełknęłam ślinę i poszłam w stronę mojej szafki.
Wyciągnęłam rękę w stronę zamka z szyfrem. Sześć, osiem, dwa, trzy, pięć… Powoli powtarzałam sobie każdą wybieraną przeze mnie cyfrę. Szafka się uchyliła. Ramieniem otworzyłam ją jeszcze bardziej. Spenetrowałam ją i wybrałam wszystkie potrzebne rzeczy na pierwszą lekcję.
- Historia. - oznajmiłam samej sobie. Nie zorientowałam się, że obok mnie stał już gotowy do zajęć David.
- Tak, sala 142. – powiedział z powagą, a ja drgnęłam ze strachu. Odwróciłam się i zaobserwowałam posyłającego mi uśmiech Davida. Odwróciłam się zamykając prawą dłonią szafkę. Odreagowałam swój stres uderzając go w ramię.
- Jednak jesteś idiotą, wystraszyłam się. – powiedziałam rozbawiona. Złapałam go za dłoń i poprowadziłam go w stronę sali lekcyjnej.  
Droga do sali 142 wydaje się być jedną z najdłuższych jaką ktokolwiek przeszedł w tej szkole. W końcu nie każda sala znajduje się na samym końcu szkoły. Trasa jaką przechodzę w poniedziałkowy poranek pozwala mi dostrzec nowe twarze, ale i te, które już wystarczająco długo znam.
- Znowu one. – burknął pod nosem David. Tak naprawdę nie musiał nic mówić. Też je widziałam. Kendra i Bridgit. Trudno było ich nie zauważyć. Te mordy mogłabym dostrzec nawet z dużej odległości. Gdybym mogła ingerować, kto powinien istnieć na tym świecie z pewnością nie były by ich na tej liście. Za każdym razem jak je widzę mam ochotę sięgnąć do plecaka po papierosa i zapalniczkę. Jednak byłam w szkole. Jedyne co mogłam zrobić to spojrzeć na nie olewającym wzrokiem i pójść naprzód. Całe szczęście, że jestem w ich grupie tylko na paru przedmiotach.
                Spotkanie tych dwóch odrażających suk i tak nie równało się z konfrontacją z Alison. Dostrzegłam ją przy oknie. Stała i rozmawiała z Britney. Spojrzałam na dziewczynę w różowych włosach. Cieszyłam się, że ma dobry kontakt z Alison, ponieważ odkąd kończę przyjaźń z Ali to ona będzie przy niej.  Byliśmy coraz bliżej nich. Nie zdążyłam schować się na Davida, gdy nagle Alison odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się. Widziałam to. Udając, że jej nie widzę spojrzałam w podłogę. Przyspieszyłam tempo słysząc coraz głośniejsze uderzanie moich podeszew o parkiet.
                Doszliśmy już do drzwi sali 142. W momencie kiedy się zatrzymałam poczułam na nadgarstku czyjąś dłoń. Odwróciłam się spostrzegając Davida.
- Wiesz, że nie możesz tak ciągle uciekać. Nie zdążysz się odwrócić, a ona zapyta się czy coś się stało. Lepiej powiedz jej to teraz. – zasugerował.
- Wiem co robię. Prędzej czy później zapomni. Tak samo jak ja zapomniałam.
- O przyjaźni nie da się tak szybko zapomnieć. – miał rację. Nie da się. Cholera. Musiał to powiedzieć? Przez niego mój spokój zamienił się w przerażający chaos.
Zadzwonił dzwonek. 

Bohaterowie.



Alison Hill;
15 letnia dziewczyna, mieszka w Bostonie. Mieszka z babcią, ponieważ jej matka umarła przy porodzie, a ojciec odszedł i wyprowadził się zagranicę. Opiekująca się nią babcia-Megan, nie ma wpływu na jej życie, Alison robi co chce.
Zainteresowania: koszykówka
Charakter: Jej atut to optymistyczne nastawienie do życia i chęć poznawania nowych ludzi i miejsc. Nie uczy się najlepiej, jej zachowanie również nie świadczy o najlepszym. Pali papierosy, trawkę, wciąga kokainę, pije.
Znaki rozpoznawcze:  3 tatuaże: jaskółka na prawym nadgarstku, napis na lewym i peace na biodrze.



Naomi Acker;
Urodziła się 10 kwietnia 1998 roku w Kanadzie. Przeprowadziła się do Bostonu mając 5 lat. Jest jedynaczką, a jej rodzice to: Emma; 35 letnia prokurator. Roger; 38 letni lekarz, najlepszy chirurg w województwie, często wyjeżdża i jest pochłonięty pracą.
Zainteresowania: malarstwo i śpiewanie (jest wokalistką kapeli „Liars”).
Charakter:  Naomi jest arogancką, otwartą i spokojną osobą. Bywa nie ufna, strasznie wredna i chamska, lecz tylko dla osób którzy zwyczajnie ją wkurzają. Jedną z jej wad jest jej nałogowe palenie spowodowane przebywaniem w towarzystwie członków kapeli. Jest bardzo popularna wśród nastolatków w mieście.
Znaki rozpoznawcze: 2 tatuaże: krzyż na karku i znak nieskończoności na lewym nadgarstku, a także kolczyk smiley. 




Dake Hamilton;
16 letni chłopak, mieszkający w Bostonie.
Ma młodszą,10 letnią,siostrę Lucy-zarozumiałe i nieznośne dziecko. Matka; Ashley-wizażystka. Ojciec; Peter -Dziennikarz.
Zainteresowania; Jeździ na bmx’ie, troche miksuje muzykę.
Charakter: Jest bardzo przystojny,nie jedna 
dziewczyna zarumieniła się na jego widok. On jednak nie zwraca na to uwagi, lecz gdy pewna panna zawróci mu w głowie, nie łatwo mu się odkochać. Pije i wciąga kokainę, uważa że impreza bez tego byłaby nudna-To jest jego żywioł. Wiecznie wolny. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, zawsze dąży do celu.
Znaki szczególne: tatuaż na klatce piersiowej.


Matthew Gray;
Urodził się 18 listopada 1997r. Mieszka w Bostonie z tatą Kyle'm. Najlepszy przyjaciel Dake.
Zainteresowania;  jazda na deskorolce, granie na gitarze akustycznej (co ukrywa przed innymi).
Charakter;  Uważany za wielkiego przystojniaka, w całej szkole, lecz on nie podziela tej decyzji.  Lubi mieć satysfakcję z tego co robi i poświęca na to swój czas. Jest sympatyczny i pełny życia. Woli być cichym niż przykuwającym uwagę każdego czubkiem. Jego styl nie różni się niczym on zwykłego chłopaka, po prostu lubi taki być i  za to jest lubiany.
Znaki szczególne: tunel w lewym uchu.


Britney Bass;
16 letnia dziewczyna, mieszka w Bostonie. Jest dobrą koleżanką Alison. Mieszkają na tym samym osiedlu.
Zainteresowania: piercing i kosmetologia.
Charakter: Jest zwariowaną, zbuntowaną nastolatką. Jest szczera. Bezwstydnie wyraża swoje zdanie i nie przejmuje się zdaniem innych.
Znaki szczególne: kolczyk w nosie, różowe włosy.





David Clark;
Urodził się 1 grudnia 1998r. Mieszka w Bostonie. Najlepszy przyjaciel Naomi, zna ją od kiedy tylko pamięta. Jest homoseksualny. Gra na gitarze elektrycznej w kapeli ‘Liars’.
Zainteresowania: muzyka (gra na gitarze), moda.
Charakter:  Nieśmiały, zamknięty w sobie. Potrafi być sobą jedynie przy Naomi. Jest nieufny, ale gdy kogoś pozna jest bardzo otwarty i przyjazny. Jest dowcipny, umie pocieszać i rozbawiać.



Kendra James;
15 letnia dziewczyna, od urodzenia mieszka w Bostonie. Ma zamożnych rodziców. Nie jest zbyt lubiana w szkole. Jej najlepsza przyjaciółką jest Bridgit. Od dzieciństwa nienawidzi Naomi i Aliosn.
Zainteresowania:  tańczy hip-hop.
Charakter: Wścibska, zarozumiała dziewczyna. Uważa się za lepszą od innych. Kocha plotkować.



Bridgit Marley;

15 letnia dziewczyna, mieszka w Bostonie razem z rodzicami i młodszym bratem. Przyjaźni się z Kendrą. Tak jak ona nienawidzi Naomi i Aliosn.
Zainteresowania: rapuje
Charakter: Jest wyniosła, lekceważąca. Przy Kendrze jest spokojniejsza, ale na osobności jest chamska i wredna. Potrafi pokazać pazur. Uwielbia imprezować i latać za chłopakami, których zmienia jak rękawiczki. Jest wulgarna, pewna siebie i mściwa.