czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 1.


Oczami Naomi:

Wiosna w Bostonie była wtedy inna. Wyróżniała się małą ilością deszczu ale przeraźliwie chłodnym wiatrem. Szybko zachodziło słońce, a błękitne niebo w mgnieniu oka zamieniało się w ciemną morską głębię.
Poniedziałek. Zapowiadało się, że wszystko się zmieni. Zamknęłam oczy. W głowie wciąż krążyło mi pytanie Alison: Przyjaźnisz się ze mną z przyzwyczajenia, czy dlatego, że chcesz? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, a powinnam być jej pewna. To wszystko dało mi do myślenia. Moja niepewność do uczucia jakim jest przyjaźń uświadomiła mi, że powinnam jak najszybciej przerwać naszą znajomość. Zapomnieć o naszej przyjaźni, a co najważniejsze o Alison.
Zacisnęłam garść, w której trzymałam nasze wspólne zdjęcie. Sięgnęłam do kieszeni wyciągając zapalniczkę. Podniosłam obie ręce na wysokość mojej twarzy. Powoli nacisnęłam na spust zapalniczki. Patrzyłam na płomyk ognia, który powoli oplatał fotografie swoimi parzącymi ramionami, która po krótkiej chwili była tylko wspomnieniem. Zdjęcie przepadło równie szybko co moja przyjaźń z Alison.
Zgarnęłam z blatu biurka szczątki wspomnień pozostawionych na papierze. Wdech i wydech. Mogłam zacząć wszystko od początku. Sięgnęłam po mój plecak w stylu vintage i wychodząc z mojego pokoju zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Mój wzrok skierowany był w duł. Obserwowałam ruch moich stóp, na które wsunięte były białe martensy. Chwilę później byłam już pod murami szkoły. Ledwo spojrzałam w górę, a już zdążyłam poczuć jak ktoś oplata moje ciało swoimi ramionami. Dobrze znałam ten uścisk.
- David. - odwróciłam się i odwzajemniłam objęcie. Od kiedy pamiętam zawsze jesteśmy razem. Pewna przyjaźń. Mur, nie taki piaskowy, który w zetknięciu z falą morską zamienia się w równinę z miliardów drobnych ziaren, lecz ceglany, nietykalny. Z Davidem nie dostrzegałam wątpliwości jeśli chodzi o naszą znajomość. To było pewne, będziemy ze sobą do końca.
- Rusz tą kościstą dupcie i chodźmy do szkoły, bo za chwilę dzwonek. – poczułam jak lekko mnie trącił. Spojrzałam na niego i posyłając mu uśmiech gwałtownie ruszyłam w stronę drzwi frontowych.
Chwyciłam za klamkę powoli na nią naciskając. Nigdy nie lubiłam tego robić w szczególności kiedy przychodziłam trochę później. Wzrok ludzi, stojących przy szafkach, mierzących mnie od stóp do głów. Od kiedy pamiętam, wszyscy patrzyli na mnie z pogardą, w końcu nie każdy przyjaźni się z osobą homoseksualną. Zdarzały się jednak osoby, którym to nie przeszkadzało, albo po prostu mieli to gdzieś. Przełknęłam ślinę i poszłam w stronę mojej szafki.
Wyciągnęłam rękę w stronę zamka z szyfrem. Sześć, osiem, dwa, trzy, pięć… Powoli powtarzałam sobie każdą wybieraną przeze mnie cyfrę. Szafka się uchyliła. Ramieniem otworzyłam ją jeszcze bardziej. Spenetrowałam ją i wybrałam wszystkie potrzebne rzeczy na pierwszą lekcję.
- Historia. - oznajmiłam samej sobie. Nie zorientowałam się, że obok mnie stał już gotowy do zajęć David.
- Tak, sala 142. – powiedział z powagą, a ja drgnęłam ze strachu. Odwróciłam się i zaobserwowałam posyłającego mi uśmiech Davida. Odwróciłam się zamykając prawą dłonią szafkę. Odreagowałam swój stres uderzając go w ramię.
- Jednak jesteś idiotą, wystraszyłam się. – powiedziałam rozbawiona. Złapałam go za dłoń i poprowadziłam go w stronę sali lekcyjnej.  
Droga do sali 142 wydaje się być jedną z najdłuższych jaką ktokolwiek przeszedł w tej szkole. W końcu nie każda sala znajduje się na samym końcu szkoły. Trasa jaką przechodzę w poniedziałkowy poranek pozwala mi dostrzec nowe twarze, ale i te, które już wystarczająco długo znam.
- Znowu one. – burknął pod nosem David. Tak naprawdę nie musiał nic mówić. Też je widziałam. Kendra i Bridgit. Trudno było ich nie zauważyć. Te mordy mogłabym dostrzec nawet z dużej odległości. Gdybym mogła ingerować, kto powinien istnieć na tym świecie z pewnością nie były by ich na tej liście. Za każdym razem jak je widzę mam ochotę sięgnąć do plecaka po papierosa i zapalniczkę. Jednak byłam w szkole. Jedyne co mogłam zrobić to spojrzeć na nie olewającym wzrokiem i pójść naprzód. Całe szczęście, że jestem w ich grupie tylko na paru przedmiotach.
                Spotkanie tych dwóch odrażających suk i tak nie równało się z konfrontacją z Alison. Dostrzegłam ją przy oknie. Stała i rozmawiała z Britney. Spojrzałam na dziewczynę w różowych włosach. Cieszyłam się, że ma dobry kontakt z Alison, ponieważ odkąd kończę przyjaźń z Ali to ona będzie przy niej.  Byliśmy coraz bliżej nich. Nie zdążyłam schować się na Davida, gdy nagle Alison odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się. Widziałam to. Udając, że jej nie widzę spojrzałam w podłogę. Przyspieszyłam tempo słysząc coraz głośniejsze uderzanie moich podeszew o parkiet.
                Doszliśmy już do drzwi sali 142. W momencie kiedy się zatrzymałam poczułam na nadgarstku czyjąś dłoń. Odwróciłam się spostrzegając Davida.
- Wiesz, że nie możesz tak ciągle uciekać. Nie zdążysz się odwrócić, a ona zapyta się czy coś się stało. Lepiej powiedz jej to teraz. – zasugerował.
- Wiem co robię. Prędzej czy później zapomni. Tak samo jak ja zapomniałam.
- O przyjaźni nie da się tak szybko zapomnieć. – miał rację. Nie da się. Cholera. Musiał to powiedzieć? Przez niego mój spokój zamienił się w przerażający chaos.
Zadzwonił dzwonek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz