Oczami Naomi:
Wiosna w Bostonie była wtedy
inna. Wyróżniała się małą ilością deszczu ale przeraźliwie chłodnym wiatrem.
Szybko zachodziło słońce, a błękitne niebo w mgnieniu oka zamieniało się w
ciemną morską głębię.
Poniedziałek. Zapowiadało się, że
wszystko się zmieni. Zamknęłam oczy. W głowie wciąż krążyło mi pytanie Alison: Przyjaźnisz się ze mną z przyzwyczajenia,
czy dlatego, że chcesz? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, a powinnam być
jej pewna. To wszystko dało mi do myślenia. Moja niepewność do uczucia jakim
jest przyjaźń uświadomiła mi, że powinnam jak najszybciej przerwać naszą
znajomość. Zapomnieć o naszej przyjaźni, a co najważniejsze o Alison.
Zacisnęłam garść, w której trzymałam
nasze wspólne zdjęcie. Sięgnęłam do kieszeni wyciągając zapalniczkę. Podniosłam
obie ręce na wysokość mojej twarzy. Powoli nacisnęłam na spust zapalniczki.
Patrzyłam na płomyk ognia, który powoli oplatał fotografie swoimi parzącymi
ramionami, która po krótkiej chwili była tylko wspomnieniem. Zdjęcie przepadło
równie szybko co moja przyjaźń z Alison.
Zgarnęłam z blatu biurka szczątki
wspomnień pozostawionych na papierze. Wdech i wydech. Mogłam zacząć wszystko od
początku. Sięgnęłam po mój plecak w stylu vintage i wychodząc z mojego pokoju
zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Mój wzrok skierowany był w duł. Obserwowałam
ruch moich stóp, na które wsunięte były białe martensy. Chwilę później byłam
już pod murami szkoły. Ledwo spojrzałam w górę, a już zdążyłam poczuć jak ktoś
oplata moje ciało swoimi ramionami. Dobrze znałam ten uścisk.
- David. - odwróciłam się i odwzajemniłam objęcie. Od kiedy
pamiętam zawsze jesteśmy razem. Pewna przyjaźń. Mur, nie taki piaskowy, który w
zetknięciu z falą morską zamienia się w równinę z miliardów drobnych ziaren,
lecz ceglany, nietykalny. Z Davidem nie dostrzegałam wątpliwości jeśli chodzi o
naszą znajomość. To było pewne, będziemy ze sobą do końca.
- Rusz tą kościstą dupcie i chodźmy do szkoły, bo za chwilę
dzwonek. – poczułam jak lekko mnie trącił. Spojrzałam na niego i posyłając mu uśmiech
gwałtownie ruszyłam w stronę drzwi frontowych.
Chwyciłam za klamkę powoli na nią
naciskając. Nigdy nie lubiłam tego robić w szczególności kiedy przychodziłam
trochę później. Wzrok ludzi, stojących przy szafkach, mierzących mnie od stóp
do głów. Od kiedy pamiętam, wszyscy patrzyli na mnie z pogardą, w końcu nie
każdy przyjaźni się z osobą homoseksualną. Zdarzały się jednak osoby, którym to
nie przeszkadzało, albo po prostu mieli to gdzieś. Przełknęłam ślinę i poszłam
w stronę mojej szafki.
Wyciągnęłam rękę w stronę zamka z
szyfrem. Sześć, osiem, dwa, trzy, pięć…
Powoli powtarzałam sobie każdą wybieraną przeze mnie cyfrę. Szafka się
uchyliła. Ramieniem otworzyłam ją jeszcze bardziej. Spenetrowałam ją i wybrałam
wszystkie potrzebne rzeczy na pierwszą lekcję.
- Historia. - oznajmiłam samej sobie. Nie zorientowałam się,
że obok mnie stał już gotowy do zajęć David.
- Tak, sala 142. – powiedział z powagą, a ja drgnęłam ze
strachu. Odwróciłam się i zaobserwowałam posyłającego mi uśmiech Davida.
Odwróciłam się zamykając prawą dłonią szafkę. Odreagowałam swój stres uderzając
go w ramię.
- Jednak jesteś idiotą, wystraszyłam się. – powiedziałam rozbawiona.
Złapałam go za dłoń i poprowadziłam go w stronę sali lekcyjnej.
Droga do sali 142 wydaje się być
jedną z najdłuższych jaką ktokolwiek przeszedł w tej szkole. W końcu nie każda
sala znajduje się na samym końcu szkoły. Trasa jaką przechodzę w poniedziałkowy
poranek pozwala mi dostrzec nowe twarze, ale i te, które już wystarczająco
długo znam.
- Znowu one. – burknął pod nosem David. Tak naprawdę nie
musiał nic mówić. Też je widziałam. Kendra i Bridgit. Trudno było ich nie
zauważyć. Te mordy mogłabym dostrzec nawet z dużej odległości. Gdybym mogła
ingerować, kto powinien istnieć na tym świecie z pewnością nie były by ich na tej
liście. Za każdym razem jak je widzę mam ochotę sięgnąć do plecaka po papierosa
i zapalniczkę. Jednak byłam w szkole. Jedyne co mogłam zrobić to spojrzeć na
nie olewającym wzrokiem i pójść naprzód. Całe szczęście, że jestem w ich grupie
tylko na paru przedmiotach.
Spotkanie
tych dwóch odrażających suk i tak nie równało się z konfrontacją z Alison. Dostrzegłam
ją przy oknie. Stała i rozmawiała z Britney. Spojrzałam na dziewczynę w
różowych włosach. Cieszyłam się, że ma dobry kontakt z Alison, ponieważ odkąd
kończę przyjaźń z Ali to ona będzie przy niej.
Byliśmy coraz bliżej nich. Nie zdążyłam schować się na Davida, gdy nagle
Alison odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się. Widziałam to. Udając, że
jej nie widzę spojrzałam w podłogę. Przyspieszyłam tempo słysząc coraz
głośniejsze uderzanie moich podeszew o parkiet.
Doszliśmy
już do drzwi sali 142. W momencie kiedy się zatrzymałam poczułam na nadgarstku
czyjąś dłoń. Odwróciłam się spostrzegając Davida.
- Wiesz, że nie możesz tak ciągle uciekać. Nie zdążysz się
odwrócić, a ona zapyta się czy coś się stało. Lepiej powiedz jej to teraz. –
zasugerował.
- Wiem co robię. Prędzej czy później zapomni. Tak samo jak
ja zapomniałam.
- O przyjaźni nie da się tak szybko zapomnieć. – miał rację.
Nie da się. Cholera. Musiał to powiedzieć? Przez niego mój spokój zamienił się
w przerażający chaos.
Zadzwonił dzwonek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz