czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 2.


Oczami Alison:

                Dziwne. Uśmiechnęłam się do niej, a ona zignorowała to, jakbym nie istniała, była tylko duchem. Nabrałam podejrzeń. Jednak czy naprawdę miałam do tego powody? Ciężko stwierdzić.
- Alison? – Britney wyrwała mnie z zamyślenia.
Czasami tak odlatywałam. Trzeba przyznać, że nie należałam do trzeźwo myślących ludzi, a przynajmniej takie miałam zdanie na swój temat.
- Co? –odezwałam się limfatycznie.
- Wszystko okej?
- Chyba tak… - w moim głosie można było wyczuć niepewność.
Zadzwonił dzwonek.
                Błąkałam się po klasie podczas gdy wszyscy zajmowali swoje miejsca. Dostrzegłam Naomi, która zajęła miejsce obok Davida. W tamtej chwili naprawdę nie wiedziałam co myśleć. Usiadłam sama. Od tego się przecież nie umiera. Pan Marshall dumnie wszedł do klasy i zawiesił mapę na tablicy. Wypakowałam z plecaka zeszyt i otworzyłam go na ostatniej stronie. Tam zawsze spoczywały moje wspólne rysunki z Naomi , różne bazgroły oraz próby rozpisania długopisu. Nakreśliłam kilka szlaczków i zamknęłam zeszyt. Podniosłam wzrok na mojego nauczyciela historii, mimo że nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać.
***

                Zagubiłam się we własnych myślach. Nie potrafiłam  ich okiełznać, a one męczyły mnie nie dając mi spokoju. Nie do końca wiedziałam co ze sobą począć. Starałam się utrzymać pozytywne nastawienie, ale najpierw musiałam oderwać się myślami od mojej przyjaźni z Naomi, która, jak mi się wydawało, była już skończona. Tylko dlaczego?
                Wystukiwałam rytmy niedawno wyszukanej przeze mnie piosenki na kuchennym blacie siedząc na drewnianym taborecie. Wyczekiwałam na Britney. Odgłosy pukania o drewniane podłoże  były jedynym dźwiękiem w pustym domu. Moja babcia spędzała czas ze znajomymi w pobliskiej kawiarni grając z nimi w Bingo. Rozniósł się ton domofonu. Wpuściłam zniecierpliwioną Britney.
- Nie zgadniesz! Mam super wiadomość i nie tylko… - wzięła głęboki oddech by grać na czas i w między czasie sprawić, że będę niecierpliwa.
- No pochwal się, Brit.
- Za miesiąc jest jedna z największych imprez jakie kiedykolwiek się odbyły w Bostonie! – oznajmiła z euforią i dodała - …i jesteśmy zaproszone!
- Świetnie! – podniosłam się z krzesła i przybiłam piątkę przyjaciółce.
- A teraz druga dobra wiadomość… - powiedziała tajemniczo, a po chwili pomachała mi przed nosem metalowym pudełeczkiem, którego zawartość dobrze znałam. Skręty. Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Wyrwałam jej opakowanie z dłoni i natychmiast otworzyłam je. Siedząc na ziemi wyjęłam zawartość. Britney dołączyła do mnie podając mi bibułki i pomagając w ich przygotowaniu. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam moją zapalniczkę i odpaliłam mały płomyk, jednakże wystarczający na zapalenie jointa.
                Jasna cholera. Jakie to dobre.
                Zdecydowanie uwielbiam ten stan po jaraniu. To coś wspaniałego. Nie do opisania. Czuję jakby mojemu życiu nigdy nie towarzyszyły zmartwienia, a jednocześnie euforię i ekscytację. Mogę zapomnieć o wszystkim. Nie liczy się nic. Perfekcyjna faza. Mogę wszystko. Myślę, że nawet jakby ktoś zaproponował skok w ogień to nie zawahałabym się. Dobrze jest czuć przy sobie obecność Britney, która zawsze wyciągnie pomocną dłoń i pomoże mi wrócić do normalnego stanu istnienia. Choć niekoniecznie miałam ochotę. Mimo że dla Brit to wszystko jest codziennością i nie robi to na niej dużego wrażenia to jeszcze nigdy nie odczułam, że nudno spędzamy czas. Z Britney zawsze czuję się jakbym była w innym świecie.
                Po małym odskoku od rzeczywistości sięgnęłam po leżącą obok piłkę i udałam się na pobliskie boisko do koszykówki. Na placu był jedynie mój kolega Bryan. Czasem razem graliśmy. Tak naprawdę to dzięki niemu zaczęłam tak ubóstwiać tą grę, wszystkiego mnie nauczył.
- Cześć Alis – przywitał się. Posłałam mu uśmiech i odmachałam ręką. Odłożyłam swoją piłkę, a on poturlał mi swoją co oznaczało, że rzucił mi wyzwanie. Nie miałam z nim najmniejszych szans, ale za każdym razem dawał mi fory. Rozbawiało go, że mimo wszystko nigdy się nie poddaję i próbuję sił nawet jeśli wszystko jest zdane na niepowodzenie.
                Oddałam ostatni rzut w tarczę. W oddali za boiskiem spostrzegłam idącą Naomi. W biegu pożegnałam się z Bryanem. Musiałam w końcu odnaleźć się w tym co się z nami stało. Czym prędzej pobiegłam w jej stronę. Moje płuca wysiadały, a ja słyszałam tylko własne dyszenie. Niestety, na moje nieszczęście nie udało mi się jej dogonić. Naomi wsiadła w taksówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz