Oczami Naomi:
Przekroczyłam
mury garażu należącego do rodziców Davida. Po dłuższej przerwie kapela znów
miała stanąć na nogi i obudzić się do życia. Rozejrzałam się po całym
pomieszczeniu. Nie dostrzegałam żadnych zmian. Nadal znajdowały się tu rozłożone
instrumenty, a pod stołem wciąż leżały puste opakowania po papierosach. Wychwyciłam
jednak coś co przykuło moją uwagę. David i przytulający go chłopak. Jego twarz
była mi zupełnie obca, więc nie mógł być to żaden członek kapeli przytulający
go na przywitanie. Euforia opanowała moje myśli. Cholera. Mój przyjaciel w
końcu doczekał się momentu, w którym ktoś odwzajemni jego uczucie. Na mojej
twarzy pojawił się lekki uśmiech, a moje stopy zaczęły same kroczyć w ich
kierunku. W międzyczasie rzuciłam swój plecak na ziemię. Ten ruch był zbędny,
ponieważ chłopacy dostrzegli moją obecność. Chwilę później znajdowałam się już
w objęciu Davida. Gdy jego ręce przestały oplatać moje ciało mój wzrok
przeniósł się na stojącego obok chłopaka.
- Alex. – odparł i przytulił mnie równie delikatnie co
David. Nie zorientowałam się kiedy w pomieszczeniu znaleźli się inni członkowie
kapeli. Nigdy nie mówiliśmy sobie prostego słowa: cześć. Zawsze sięgaliśmy po instrumenty, a muzyka władała każdym po
kolei.
Rozeszliśmy
się. Chwyciłam jedynie za mój plecak i posyłając ostatnie spojrzenie, w stronę
przytulających się Davida i Alex’a, kroczyłam w stronę zejścia do metra. Idąc
chodnikiem patrzyłam na postawione obok bloki. Dużo pięter i mieszkań. Każdy
znał uczucie kiedy druga osoba, mijająca go, znała jego twarz. Moje myśli znów
powróciły do pustki. Rozejrzałam się dookoła i ustaliłam moje położenie. Przed
moimi oczami znajdowało się ceglane zejście do metra. Schodek po schodku kroczyłam
w stronę odpowiedniego przystanku. Cieszyłam się ponieważ znajdował się
niedaleko, więc chwilę później znalazłam się na miejscu.
Było
inaczej. Zazwyczaj metro było zapełnione setkami ludzi. Tym razem byłam tam
tylko ja. Przełknęłam ślinę i usiadłam przy ceglanej ścianie. Słyszałam jedynie
ciszę. Odchyliłam lekko głowę do tyłu. W moich myślach krążył jedynie Metthew.
Choć znaliśmy się krótko tęskniłam za jego obecnością. Chciałam go tu i teraz. Uczucie,
którym go obdarzyłam było inne niż do kogokolwiek. Nigdy nie czułam takich
emocji przy jakiejkolwiek duszy. Cholera. Żałowałam jedynie, że nie mogłam
czytać w jego myślach, ponieważ jego zachowanie nie pomagało mi w poznaniu jego
planu co do mojej osoby.
Usłyszałam
nadjeżdżające metro. Wstałam i podchodząc bliżej oczekiwałam momentu, w którym
pojazd zatrzyma się. Uwielbiałam chwilę, w której wiatr wywołany przez maszynę
rozwiewał moje włosy we wszystkie możliwe strony. Koła zablokowały się. Nie
zdążyłam mrugnąć a drzwi, zapraszające mnie do wejścia, były już otwarte.
Rozejrzałam
się dookoła. Cholera. Los chciał mnie przestraszyć. Udało mu się. Nikogo nie
było. Usiadłam na jednym z siedzeń. Mój wzrok skierował się na przestrzeń,
która znajdowała się za szybą. Odpłynęłam na tyle, że nie zauważyłam kiedy
musiałam już wysiąść.
Zamknęłam
oczy i zaczerpnęłam przyjemnego, świeżego powietrza. Zrobiłam krok w przód i
otworzyłam swoje powieki. Usłyszałam cichy dźwięk dochodzący z mojego plecaka.
Ściągnęłam go wkładając rękę w otwór. Na dnie udało mi się znaleźć telefon.
Wyciągnęłam go, zamykając plecak. Sms od mamy: Zjedz obiad na mieście, ja i
tata wrócimy w nocy. Na szczęście moje osiedle nie było daleko centrum miasta,
więc mogłam szybko znaleźć się w jakiejś restauracji.
Usiadłam przy pustym stoliku sięgając ręką po
menu. Chwilę później w notesie kelnerki znajdowało się moje zmówienie: pierś z kurczaka, ryż i surówka. Poprosiłam
również, by kelnerka wraz z obiadem przyniosła rachunek. Musnęłam opuszkami
palców po białym obrusie, czekając na posiłek. Nie musiałam długo czekać.
Kelnerka postawiła przede mną talerz z zamówionym przeze mnie daniem. Nie byłam
głodna, ale obiad zjadłam zdecydowanie szybciej niż musiałam na niego czekać. Smakiem
nie różnił się niczym wyjątkowym. Położyłam na metalowym talerzyku kwotę
znajdującą się na rachunku i poszłam umyć ręce, w restauracyjnej łazience.
Potarłam
o siebie zamydlone ręce i ponownie włożyłam je pod bieżącą wodę. Skierowałam swój
wzrok w górę. Patrzyłam na swoje odbicie. Wytarłam swoje ręce w papierową
ścierkę i zrobiłam parę kroków do tyłu na tyle aby w lustrze dostrzec całe
swoje ciało. Cholera. Czemu moja figura, która jeszcze poprzedniego dnia wydawała
mi się idealna, chuda, w tamtej chwili przypominała mi słonia? Gruba świnia. Nie
mogłam na siebie patrzeć. Odwróciłam się w stronę wyjścia próbując uspokoić
moje sumienie. Obiecywałam sobie, że nic już nie zjem.
Zostało
parę kroków, abym zobaczyła mury mojego domu. Nie patrzyłam na przestrzeń,
która mnie otaczała. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i uniknąć jakichkolwiek
spojrzeń skierowanych na mnie i na moje tłuste ciało. Moje szybkie tempo
zwolniła Alison.
- Dokąd tak się spieszysz? – spytała łapiąc mnie za prawy
nadgarstek. Szybko wyrwałam rękę z uścisku jej dłoni. Nie chciałam by czuła ten
oplatający moje ciało tłuszcz. Kiedyś masa jej sylwetki była większa od mojej. Była
cięższa ode mnie o sześć kilo. Nie czułam się w jej towarzystwie tak samo. Moje
sumienie karciło mnie i moje podejście do jedzenia. Jedynie co mogłam zrobić to
nic nie jeść.
- Idę do domu, a ty co tu robisz? – spytałam próbując
odwrócić uwagę swoich myśli.
- Właśnie planowałam przyjść do ciebie tak jak za dawnych
lat. Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać?
- Nie no, coś ty. Chodź. – powiedziałam i unikając
jakiegokolwiek kontaktu poszłam w stronę mojego domu, a Alison depcząc mój cień
kroczyła od razu za mną.
Otworzyłam
frontowe drzwi chcąc postawić stopę na parkiecie przedpokoju. Rzucił mi się
jednak widok leżącej przed drzwiami fotografii.
Świetne zapraszam na mojego bloga http://onedirection-zakogomnieuwazasz.blogspot.de/ :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! :)
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę, zapraszam do zajrzenia w moje skromne progi.