środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 10.

Oczami Alison:

            Stare, drewniane frontowe drzwi mojego domu trzasnęły z hukiem. Opuściłam posesję i skierowałam się przed siebie. Szłam powoli jakby licząc kroki, a tak naprawdę to nie wiedziałam co z sobą zrobić. Ostatnimi czasy nie miewałam pustki w głowie. Codziennie męczyły mnie jakieś myśli. Dlaczego Britney zaczęła się ode mnie odsuwać, jak dalej z Naomi, brak pracy, co z Dake’iem, śledztwo i cała ta sprawa morderstwa. Już dłuższy czas próbowałam przypomnieć sobie tamtą noc. Zastanawiałam się czy coś mi nie umknęło. Niestety z każdym dniem pamiętałam coraz mniej z tamtej imprezy, a detektyw naciskał chcąc uzyskać jeszcze więcej informacji.
            Spojrzałam przed siebie i szerzej otworzyłam oczy. Jak ja znalazłam się nad wodą? Wzruszyłam ramionami i usiadłam na murku. W oddali pływały kaczki, a w miejscu horyzontu woda spotykała się z wzniosłymi wieżowcami Bostonu.  
- Auć! Sorki. – ktoś z rozpędem wpadł na mnie. Odwróciłam się.
- Ah, to ty… - jęknęła z obrzydzeniem Bridgit i wykonała ruch jakby pozbywała się kurzu z rąk.
- Też cię miło widzieć, Bridgit. – posłałam jej sztywny uśmiech.
- Suka.
- Dziwka. – syknęłam.
Odeszła. Samo patrzenie na nią zepsuło mi humor. Wstałam i szłam uliczką. Prawie pustą. Przy sklepie z alkoholem spostrzegłam znajome sylwetki. Bryan i Britney. Odwrócił się. Pomachał mu z daleka ręką i bezgłośnie przywitałam. Zrobił gest przywołujący mnie, więc podeszłam.
- Składasz się z nami i idziesz w plener? – spytała Britney, a jej oczy świeciły.
Postanowiłam skorzystać z okazji spędzenia czasu ze znajomymi z osiedla i ich ekipą.
- Pewnie. – skinęłam głową.
- Świetnie. – Britney uśmiechnęła się szeroko.
            Siedzieliśmy na jakiś schodkach przy opuszczonym domu. Kilkanaście metrów na lewo zaczynał się las, a z prawej strony było widać w oddali krystaliczną wodę.
- Ej słuchajcie, starzy wyjeżdżają pojutrze na tydzień, więc biba nad basenem u mnie. Zapraszajcie znajomych. – ogłosił radośnie blondyn przypominający surfera. Miał na imię Holden. Brit i jakaś blondynka pisnęły i zaczęły klaskać. Cieszyłam się razem z nimi, potrzebowałam jakiejś imprezy dla odreagowania. Martwił mnie jednak fakt, że zraziłam się do imprez od czasów tamtej nocy.
***
            Wysiadłam z autobusu. Na uszach miałam wielkie słuchawki. Byłam zamyślona i w tamtej chwili, w innym świecie. Tak jakby całe miasto ogłuchło. Dostałam gęsiej skórki i po całym moim ciele przeszły ciarki. Natychmiastowo zrzuciłam słuchawki z uszu. Opadły na moją szyję.
- Hej. – przywitał mnie Dake.
- Nie strasz mnie tak. – szturchnęłam go i położyłam rękę na sercu.
- Co jutro robisz? – spytał mnie. Mimowolnie zaczęłam się uśmiechać.
- Miałam plan pójść na imprezę nad basenem…
- Czyli spotkamy się na miejscu. – puścił mi oko i odszedł.

Odwróciłam głowę i śledziłam wzrokiem jak odchodzi. Był ubrany w luźniejsze czarne sprane rurki i granatową bluzę z białym logo. Przywitał się ze swoim przyjacielem. Poczułam się dziwnie wpatrując się tak w niego, więc odeszłam w inną stronę. Nie mogłam pozwolić sobie nato, nie mogłam pozwolić sobie, że się w nim zakocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz