piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 11.

Więzienie, tak właśnie nazywałam budynek, uważany za szkołę. Nienawidziłam tego miejsca. Te fałszywe uśmiechy, podejrzliwe spojrzenia skierowane w moją stronę. Odkąd jestem powiązana z zabójstwem Kendry wszyscy moi przyjaciele okazali się jedynie kłamstwem i złudzeniem. 
Idąc korytarzem spostrzegłam siedzącego przy oknie Davida. Był sam. Jego wyraz twarzy wyrażał jedynie smutek. Patrzył w przestrzeń znajdującą się za przeźroczystą szybą. Moja mina również posmutniała, ponieważ nie potrafiłam się uśmiechać kiedy to on czuł jedynie ból.
- Wszystko dobrze? – zapytałam nie oczekując pozytywnej odpowiedzi. Wiedziałam, że jest źle. Chwyciłam go jedynie za dłoń i spojrzałam wprost w jego duże, ciemne oczy, które nadal spoglądały w stronę szyby.
- Nigdy nie sądziłem, że mój związek z Alex’em tak szybko się skończy. Chciał żeby nasza znajomość była tajemnicą, o której wiedzą tylko zaufane osoby. On się ukrywał. – jego wzrok skierował się wprost w moje oczy. – Britgit dowiedziała się o nas i powiedziała o tym innym. Skończył ze mną tak szybko jak ta wiadomość rozniosła się po wszystkich naszych znajomych. Dodał, że mnie kocha ale nie potrafi normalnie funkcjonować wiedząc, że wszyscy wiedzą o jego orientacji. Teraz bez jakichkolwiek przeszkód mówi innym, że bawił się mną i moimi uczuciami. – Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Cholerny dupek. Przytuliłam Davida tak delikatnie jak zazwyczaj robił to on.
                Często spędzaliśmy czas w jego garażu. Nie musieliśmy udawać kogokolwiek. Mogliśmy być wolni. Uwolnić się od wszystkich i ich cholernych uwag na nasz temat. Czasu, który spędzaliśmy we dwójkę nie dało się zastąpić. David podszedł do radia i puścił jeden z naszych ulubionych wolnych podkładów. Lubiłam kiedy śpiewaliśmy duety, które odzwierciedlały przenikające nas w tym momencie uczucia. Chwilę później David wstał i podał mi ręce abym zrobiła dokładnie to samo.
Okręcił mnie i zaczęliśmy tańczyć jak za dawnych lat, kiedy byliśmy w przedszkolu. Gdy melodia ucichła puściliśmy się i wymieniliśmy się uśmiechami. Po chwili zaczęłam się śmiać a on razem ze mną.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. – powiedział, a jego głos spoważniał.
- A ty moim najlepszym przyjacielem i nie zapominaj o tym. – odparłam i pocałowałam go w policzek. – Nie obrazisz się jak już pójdę? Muszę zdążyć wyrzucić obiad zanim rodzice wrócą z pracy.
- Naomi, tylko proszę cię nie mów mi, że się odchudzasz. Jesteś chudziutka. – Posłałam mu nieszczery uśmiech i skierowałam się w stronę wyjścia.
                Do kosza wyrzuciłam kolejną porcję jedzenia. Nie jadłam piąty dzień. Zagryzłam wargę i zamknęłam pudło pełne różnych, obrzydliwych odpadków. Aby uniknąć jakichkolwiek pytań mamy o obiad poszłam się przejść mijając ją w przejściu. Uśmiechnęłam się, a ona odmachała mi olewacko ręką. Zawsze taka była, szczególnie gdy wracała z pracy. Bez uczuć i jakiegokolwiek poczucia, że potrzebuję jej wsparcia i troski. Przyzwyczaiłam się do tej sytuacji, więc przełykając ślinę udałam się w moje ulubione miejsce, w które chodziłam sama. Brzeg oceanu. Jedyny skrawek ziemi znajdującej się przy oceanie, którego nie odwiedzają tłumy ludzi. Znajdował się przy moście, przez który przejeżdżało miliardy samochodów, możliwe, że ludzie bali się, że hałas zakłóci ich spokój.
                Skierowałam wzrok w stronę mostu. Na skraju metalowej konstrukcji stał człowiek. Po sylwetce i stylu ubierania się szybko zorientowałam się, że to David. Nie wierzyłam własnym oczom.  Krzyczałam, ale nie słyszał był za wysoko a za razem za daleko. Minęło parę sekund, a mój wzrok dostrzegł spadającego w duł Davida. Patrzyłam wiedząc, że nie mogę mu pomóc. Mój najlepszy przyjaciel  na moich oczach pozbawił się życia. Jego niewinna dusza ulotniła się pozostawiając jedynie ciało. Ktoś wskoczył do wody i szybko wyciągnął jego sylwetkę na brzeg. Sprawdził puls, którego nie było. Poczułam nienawiść do samej siebie. Myśląc o sobie zostawiłam go w jednej z najtrudniejszych chwil jego życia. Nie pobiegłam do niego kiedy stał nad wodną przepaścią, tylko sterczałam przyglądając się temu wszystkiemu z oddali.

               Stałam nieruchomo, a słońce powoli chowało się za horyzontem. Łzy spływały po moich policzkach. Nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Chciałam cierpieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz