środa, 4 września 2013

Rozdział 12.

Oczami Alison:

Moja dłoń zanurzyła się w szufladzie z bielizną. W garści trzymała dół od bikini o wzorze zebry. Paski były czarne, ale biel zastępował fiolet przechodzący w delikatny odcień żółci. Rozejrzałam się po pokoju. Panował bałagan i zamieszanie. Nie było szans znalezienia górnej części stroju. Przegrzebałam szafę. Lekko poddenerwowana zaczęłam wszystko wyrzucać z szafy. Otworzyłam kolejną szufladę. Na moje szczęście okazało się, że leżał tam stanik od poszukiwanego bikini.
- Wszystko dobrze, słońce? – spytała drżącym głosem babcia.
- Mhm.-mruknęłam i posłałam jej uśmiech.
Czuła się coraz gorzej. Ciężko było patrzeć kiedy następowały momenty jej choroby, które powoli ją zabijały. Kaszlnęła i odeszła.
- Zrobić ci herbatki? – zatrzymała się i spytała.
Kiwnęłam głową i zamknęłam za nią drzwi. Strój wrzuciłam do płóciennej torby z logo jakiejś firmy.
            Rozejrzałam się po okolicy. Promienia słońca grzały mi twarz. Zmrużyłam oczy. Usłyszałam chlapanie wody i śmiechy, więc podeszłam bliżej wysokiego żywopłotu. Ostrożnie otworzyłam bramkę. Nie byłam pewna czy zaraz nie wyskoczą jakieś groźne wilczury, buldogi, Bóg wie co jeszcze. Podniosłam głowę. Szczyt dachu był dość wysoko. Dom Holdena był nowoczesny i olbrzymi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Cisza. Oparłam dłoń na klamce i okazało się, ze drzwi były otwarte. Przeszłam kawałek korytarzem w stronę szklanego wyjścia na podwórko za domem, gdzie odbywała się cała impreza. Spojrzałam w bok. Na stole siedział Holden patrzący w moją stronę. Przywitałam się. Z torby wyjęłam butelkę alkoholu i podałam mu. Od razu się uśmiechnął. Położyłam torbę na stole i wyszłam na dwór do znajomych.
            Zaczęło się ściemniać. Usiadłam nad brzegiem basenu. Miałam ochotę porozmawiać z Naomi, ale nie było jej tam. Minęło zbyt mało czasu po śmierci Davida, żeby od razu imprezowała. Czułam się nieco dziwnie zostawiając ja po tym samą, ale czasem potrzeba trochę samotności. Nagle ktoś stuknął mnie w plecy.
-Pijemy! – usłyszałam znajomy głos.
Wstałam, obejrzałam się i zauważyłam Bridgit.
- Ty tutaj?!- krzyknęła oburzona.
- Miałam zamiar spytać cię o to samo.
- Holden to mój kuzyn.
- Aha, nie wiedziałam.
- To teraz już wiesz. – rzuciła i machnęła włosami przed moją twarzą.
            Wyszłam z łazienki. Pod luźną koszulką i krótkimi spodenkami miałam na sobie strój. Podniosłam się i usiadłam na blacie na wyspie kuchennej.
- Hej, znalazłem cię.- przytulił mnie Dake.
- Hej. – odwzajemniłam objęcie.
Podał mi szklankę z mojito i złapał za rękę. Prowadził mnie nad basen. Upiłam łyk napoju. Zabrał mi szklankę z ręki i odłożył na bok. Zdjęłam bluzkę i spodenki. Gwałtownie wziął mnie na ręce i wrzucił do wody. Nie zdążyłam złapać powietrza i zaczęłam panikować. Uderzenie przy jego wskoku stworzyło miliony bąbelków. Wynurzyłam się and taflę wody i zaczerpnęłam oddech całą pojemnością moich płuc. Dake znalazł się w wodzie tuż obok mnie. Spojrzał mi w oczy tajemniczym, przeszywającym wzrokiem, od którego przeszły mnie ciarki.
Zanurzyliśmy się. Objęłam go z całej siły i dałam mu buziaka. Moje usta nie zdążyły się oderwać od jego, a pocałunek już stał się bardziej nieopanowany i namiętny. Poczułam brak powietrza, więc oderwałam się i wynurzyłam. Na zewnątrz było inaczej. Pod wodą czułam się z nim tam taka sama, jakby w innym świecie, a tam z powrotem wszystko było zwyczajna imprezą nad basenem. Dake dołączył do mnie. Zerknęłam na niego katem oka, a on na mnie. Uśmiechnął się szeroko.

            W nocy obudziłam się. Ponownie śniła mi się tamta noc. Ona nie dawała mi spokoju. Co z tego, że byłam niewinna. Należałam do podejrzanych. Detektyw dawno się z nami nie kontaktował. To oznaczało, że dali sobie spokój? Czy może zwiastowało wielkie kłopoty? Tej drugiej opcji bardzo się bałam, ale brałam ją pod uwagę. Położyłam głowę na poduszce i próbowałam zasnąć i nie myśleć o tym wszystkim.

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 11.

Więzienie, tak właśnie nazywałam budynek, uważany za szkołę. Nienawidziłam tego miejsca. Te fałszywe uśmiechy, podejrzliwe spojrzenia skierowane w moją stronę. Odkąd jestem powiązana z zabójstwem Kendry wszyscy moi przyjaciele okazali się jedynie kłamstwem i złudzeniem. 
Idąc korytarzem spostrzegłam siedzącego przy oknie Davida. Był sam. Jego wyraz twarzy wyrażał jedynie smutek. Patrzył w przestrzeń znajdującą się za przeźroczystą szybą. Moja mina również posmutniała, ponieważ nie potrafiłam się uśmiechać kiedy to on czuł jedynie ból.
- Wszystko dobrze? – zapytałam nie oczekując pozytywnej odpowiedzi. Wiedziałam, że jest źle. Chwyciłam go jedynie za dłoń i spojrzałam wprost w jego duże, ciemne oczy, które nadal spoglądały w stronę szyby.
- Nigdy nie sądziłem, że mój związek z Alex’em tak szybko się skończy. Chciał żeby nasza znajomość była tajemnicą, o której wiedzą tylko zaufane osoby. On się ukrywał. – jego wzrok skierował się wprost w moje oczy. – Britgit dowiedziała się o nas i powiedziała o tym innym. Skończył ze mną tak szybko jak ta wiadomość rozniosła się po wszystkich naszych znajomych. Dodał, że mnie kocha ale nie potrafi normalnie funkcjonować wiedząc, że wszyscy wiedzą o jego orientacji. Teraz bez jakichkolwiek przeszkód mówi innym, że bawił się mną i moimi uczuciami. – Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Cholerny dupek. Przytuliłam Davida tak delikatnie jak zazwyczaj robił to on.
                Często spędzaliśmy czas w jego garażu. Nie musieliśmy udawać kogokolwiek. Mogliśmy być wolni. Uwolnić się od wszystkich i ich cholernych uwag na nasz temat. Czasu, który spędzaliśmy we dwójkę nie dało się zastąpić. David podszedł do radia i puścił jeden z naszych ulubionych wolnych podkładów. Lubiłam kiedy śpiewaliśmy duety, które odzwierciedlały przenikające nas w tym momencie uczucia. Chwilę później David wstał i podał mi ręce abym zrobiła dokładnie to samo.
Okręcił mnie i zaczęliśmy tańczyć jak za dawnych lat, kiedy byliśmy w przedszkolu. Gdy melodia ucichła puściliśmy się i wymieniliśmy się uśmiechami. Po chwili zaczęłam się śmiać a on razem ze mną.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. – powiedział, a jego głos spoważniał.
- A ty moim najlepszym przyjacielem i nie zapominaj o tym. – odparłam i pocałowałam go w policzek. – Nie obrazisz się jak już pójdę? Muszę zdążyć wyrzucić obiad zanim rodzice wrócą z pracy.
- Naomi, tylko proszę cię nie mów mi, że się odchudzasz. Jesteś chudziutka. – Posłałam mu nieszczery uśmiech i skierowałam się w stronę wyjścia.
                Do kosza wyrzuciłam kolejną porcję jedzenia. Nie jadłam piąty dzień. Zagryzłam wargę i zamknęłam pudło pełne różnych, obrzydliwych odpadków. Aby uniknąć jakichkolwiek pytań mamy o obiad poszłam się przejść mijając ją w przejściu. Uśmiechnęłam się, a ona odmachała mi olewacko ręką. Zawsze taka była, szczególnie gdy wracała z pracy. Bez uczuć i jakiegokolwiek poczucia, że potrzebuję jej wsparcia i troski. Przyzwyczaiłam się do tej sytuacji, więc przełykając ślinę udałam się w moje ulubione miejsce, w które chodziłam sama. Brzeg oceanu. Jedyny skrawek ziemi znajdującej się przy oceanie, którego nie odwiedzają tłumy ludzi. Znajdował się przy moście, przez który przejeżdżało miliardy samochodów, możliwe, że ludzie bali się, że hałas zakłóci ich spokój.
                Skierowałam wzrok w stronę mostu. Na skraju metalowej konstrukcji stał człowiek. Po sylwetce i stylu ubierania się szybko zorientowałam się, że to David. Nie wierzyłam własnym oczom.  Krzyczałam, ale nie słyszał był za wysoko a za razem za daleko. Minęło parę sekund, a mój wzrok dostrzegł spadającego w duł Davida. Patrzyłam wiedząc, że nie mogę mu pomóc. Mój najlepszy przyjaciel  na moich oczach pozbawił się życia. Jego niewinna dusza ulotniła się pozostawiając jedynie ciało. Ktoś wskoczył do wody i szybko wyciągnął jego sylwetkę na brzeg. Sprawdził puls, którego nie było. Poczułam nienawiść do samej siebie. Myśląc o sobie zostawiłam go w jednej z najtrudniejszych chwil jego życia. Nie pobiegłam do niego kiedy stał nad wodną przepaścią, tylko sterczałam przyglądając się temu wszystkiemu z oddali.

               Stałam nieruchomo, a słońce powoli chowało się za horyzontem. Łzy spływały po moich policzkach. Nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Chciałam cierpieć.

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 10.

Oczami Alison:

            Stare, drewniane frontowe drzwi mojego domu trzasnęły z hukiem. Opuściłam posesję i skierowałam się przed siebie. Szłam powoli jakby licząc kroki, a tak naprawdę to nie wiedziałam co z sobą zrobić. Ostatnimi czasy nie miewałam pustki w głowie. Codziennie męczyły mnie jakieś myśli. Dlaczego Britney zaczęła się ode mnie odsuwać, jak dalej z Naomi, brak pracy, co z Dake’iem, śledztwo i cała ta sprawa morderstwa. Już dłuższy czas próbowałam przypomnieć sobie tamtą noc. Zastanawiałam się czy coś mi nie umknęło. Niestety z każdym dniem pamiętałam coraz mniej z tamtej imprezy, a detektyw naciskał chcąc uzyskać jeszcze więcej informacji.
            Spojrzałam przed siebie i szerzej otworzyłam oczy. Jak ja znalazłam się nad wodą? Wzruszyłam ramionami i usiadłam na murku. W oddali pływały kaczki, a w miejscu horyzontu woda spotykała się z wzniosłymi wieżowcami Bostonu.  
- Auć! Sorki. – ktoś z rozpędem wpadł na mnie. Odwróciłam się.
- Ah, to ty… - jęknęła z obrzydzeniem Bridgit i wykonała ruch jakby pozbywała się kurzu z rąk.
- Też cię miło widzieć, Bridgit. – posłałam jej sztywny uśmiech.
- Suka.
- Dziwka. – syknęłam.
Odeszła. Samo patrzenie na nią zepsuło mi humor. Wstałam i szłam uliczką. Prawie pustą. Przy sklepie z alkoholem spostrzegłam znajome sylwetki. Bryan i Britney. Odwrócił się. Pomachał mu z daleka ręką i bezgłośnie przywitałam. Zrobił gest przywołujący mnie, więc podeszłam.
- Składasz się z nami i idziesz w plener? – spytała Britney, a jej oczy świeciły.
Postanowiłam skorzystać z okazji spędzenia czasu ze znajomymi z osiedla i ich ekipą.
- Pewnie. – skinęłam głową.
- Świetnie. – Britney uśmiechnęła się szeroko.
            Siedzieliśmy na jakiś schodkach przy opuszczonym domu. Kilkanaście metrów na lewo zaczynał się las, a z prawej strony było widać w oddali krystaliczną wodę.
- Ej słuchajcie, starzy wyjeżdżają pojutrze na tydzień, więc biba nad basenem u mnie. Zapraszajcie znajomych. – ogłosił radośnie blondyn przypominający surfera. Miał na imię Holden. Brit i jakaś blondynka pisnęły i zaczęły klaskać. Cieszyłam się razem z nimi, potrzebowałam jakiejś imprezy dla odreagowania. Martwił mnie jednak fakt, że zraziłam się do imprez od czasów tamtej nocy.
***
            Wysiadłam z autobusu. Na uszach miałam wielkie słuchawki. Byłam zamyślona i w tamtej chwili, w innym świecie. Tak jakby całe miasto ogłuchło. Dostałam gęsiej skórki i po całym moim ciele przeszły ciarki. Natychmiastowo zrzuciłam słuchawki z uszu. Opadły na moją szyję.
- Hej. – przywitał mnie Dake.
- Nie strasz mnie tak. – szturchnęłam go i położyłam rękę na sercu.
- Co jutro robisz? – spytał mnie. Mimowolnie zaczęłam się uśmiechać.
- Miałam plan pójść na imprezę nad basenem…
- Czyli spotkamy się na miejscu. – puścił mi oko i odszedł.

Odwróciłam głowę i śledziłam wzrokiem jak odchodzi. Był ubrany w luźniejsze czarne sprane rurki i granatową bluzę z białym logo. Przywitał się ze swoim przyjacielem. Poczułam się dziwnie wpatrując się tak w niego, więc odeszłam w inną stronę. Nie mogłam pozwolić sobie nato, nie mogłam pozwolić sobie, że się w nim zakocham.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 9.

Oczami Naomi:

                Lekkie promienie słońca przekroczyły twarde, szklane szyby budząc mnie do życia. Delikatnie otwarłam swoje powieki. Światło było na tyle silne, że szybko przymrużyłam oczy. Wzniosłam ręce po czym rozciągnęłam się.
                Wsunęłam swoje stopy w miękkie kapcie. Limfatycznym krokiem dążyłam do łazienki sunąc obuwiem po podłodze. Pierwsza poranna myśl jaka nękała moją głowę to: idź się zważyć. Ranne ważenie od pewnego czasu było moim uzależnieniem. Waga spadła, jednak nie na tyle aby mnie zadowolić. Spojrzałam na swoje odbicie. Gruba świnia. Wzięłam głęboki oddech i odkręciłam zimną wodę. Przemyłam twarz po czym wytarłam ją miękkim w dotyku, białym ręcznikiem. Obróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju.
                Zazwyczaj całe moje ciało ogarniało zimno. Przyzwyczaiłam się do tego stanu, ponieważ miałam takie uczucie od dłuższego czasu nie zależnie od pogody. Delikatnymi krokami podeszłam do szafy. Sięgnęłam po wieszak, na którym wisiał biały, miękki i delikatny szlafrok, który sprawiał, że po jego nałożeniu było mi znacznie cieplej. Włożyłam go na siebie i szurając kapciami po podłodze pokierowałam się w stronę łóżka, na którym leżał laptop. Otworzyłam jego klapę po czym nacisnęłam przycisk włączenia. Chwilę później otrzymałam zaproszenie do video rozmowy. David. Zaakceptowałam i parę sekund później na moim ekranie pojawiły się dwie twarze. On i Alex.  
- A co to za krzywe ryje? – zażartowałam.
- Też się cieszymy, że cię widzimy. – odpowiedział David. 
- To co u was słychać?
- Ten idiota namalował na mojej twarzy kocie wąsy i nos. – poskarżył się David. Jego głos zdawał się być taki naturalny. Nie minęło pięć sekund, a na Davida rzucił się Alex. Walki pomiędzy zakochanymi uważałam za bardzo urocze, w szczególności w wykonaniu moich przyjaciół. Uśmiechnęłam się, a w moich myślach znów zagościł Matthew. Jego piękne oczy, szczery uśmiech, krążyły w mojej głowie. Czy można pokochać osobę, której praktycznie się nie zna? Sądząc po tym co odczuwałam, odpowiedź brzmiała: tak. Chciałam się z nim zobaczyć, dlatego pod pretekstem, że nie chcę im przeszkadzać, wyłączyłam video rozmowę, po czym zamknęłam klapę laptopa.
                Szybko sturlałam się z łóżka i drobnymi, ale szybkimi krokami poszłam do łazienki, aby ułożyć włosy i zrobić codzienny makijaż. Wchodząc do pokoju podeszłam do szafy. Wybrałam z niej pudrową bluzkę na półdługi rękaw w koronkę i czarne rurki. Sięgnęłam jeszcze po czarne creepersy, które w mgnieniu oka pojawiły się na moich stopach.
                Chwyciłam za leżącą nieopodal wyjścia deskorolkę. Objęłam dłonią klamkę i powoli nacisnęłam. Przekroczyłam mury mojego domu i zamknęłam za sobą drzwi. Miałam nadzieję, że Matthew będzie w tym samym miejscu, które ostatnim razem nazwał miejscem odcięcia się od świata. Według jego słów, to miejsce często było przez niego odwiedzane. Musiałam to sprawdzić, dlatego od razu po wyjściu z domu pojechałam w tamten rejon.

                Był tam. Spostrzegł mnie równie szybko co ja, ponieważ powoli szedł w moim kierunku. Wzięłam deskorolkę w rękę i neutralnym tempem szłam wprost na niego. Stanęliśmy. Nie powiedział nic, jedynie posłał mi szeroki uśmiech schylając się aby mnie pocałować. Cholera. Czułam się tak wyjątkowo, a za razem tak bezpiecznie. W mojej głowie nie było już pustki. Był tylko on i ja.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 8.

Oczami Alison:

            Zamrugałam oczami z niedowierzaniem. Głośno przełknęłam ślinę. Czy ktoś  nas śledził? Trzeba było przyznać, że osoba posiadająca takie zdjęcie miała nad nami przewagę. Jednakże nie zamierzałam się przyznać do czegoś czego nie zrobiłam. Fotografia przedstawiała urywek imprezy, przed śmiercią Kendry. Naomi wylewająca na nią drinka, ja tuż za nią przyglądająca się całej sytuacji i kilka osób wokół nas. To nie miało znaczenia, my byłyśmy głównymi podejrzanymi.
- Co teraz? – spytałam i wbiłam swój wzrok w zdjęcie.
- Nie wiem. – Naomi wzruszyła ramionami. – Spalimy?
            Kiwnęłam głową. To było chyba najlepsze wyjście. Tak właśnie zrobiłyśmy. Naomi sięgnęła do kieszeni swojego plecaka i wyciągnęła zapalniczkę. Miała ją zawsze przy sobie. Wyszłyśmy tylnym wyjściem z domu i usiadłyśmy na schodach. Rozejrzałam się. Na osiedlu nie działo się nic nadzwyczajnego. Jakiś starszy pan, sąsiad, wyrzucał śmieci, a pani w różowym płaszczu wyprowadzała swojego pudla na spacer. Naomi podniosła zdjęcie. Jeszcze ostatni raz mogłyśmy się mu przyjrzeć, bądź przeczytać groźbę wypisaną po drugiej stronie:"Doigracie się suki, niech każdy myśli, ze to wy".Spojrzała na mnie porozumiewawczo. Skinęłam głową i powoli mrugnęłam oczami. Kiedy je otworzyłam widziałam tylko jak kolejne części fotografii zamieniały się w popiół, który porywał wiatr i roznosił po ogródku za moim domem. Kiedy ostatni skrawek dowodu spadł na ziemię, obydwie odetchnęłyśmy z ulgą, a Naomi schowała zapalniczkę. Wstałyśmy ze schodów. Otrzepałyśmy się i z powrotem weszłyśmy do domu.
- Chyba nie mam ochoty jeszcze wracać do domu. Oglądamy jakiś film? – zaproponowałam.
            Naomi nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. Podeszła do szafki, przejechała ręką po kilku opakowaniach do filmów, aż jej ręka napotkała album. Usiadła na kanapie. Zajęłam miejsce koło niej. Okładka albumu była kiedyś biała. Później razem z Naomi udekorowałyśmy ją różnymi wzorami, wizerunkami i napisami. Naomi dmuchnęła. Powłoka kurzu rozpyliła się po pokoju. Spojrzałyśmy na pierwszą stronę. My na huśtawkach, my robiące tort, my umazane farbą, jeżdżące na rowerach, kąpiące się w basenie, przebrane w boa i wielkie okulary przeciwsłoneczne. Tych zdjęć były miliony. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ten album przywołał falę wspomnień, dobrych wspomnień.
***
            Obudził mnie chaotyczny alarm w telefonie. Obróciłam się na brzuch i zakryłam głowę poduszką. Nie mogłam znieść tego dźwięku. Po kilkudziesięciu sekundach wyłączył się sam. Z całej siły rzuciłam poduszką w kąt. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do komody.  Wyjęłam z szafy granatowe trampki, dżinsowe spodenki i białą bluzkę z napisem. Przebrałam się w wybrany przeze mnie strój i powlekłam się do kuchni. Lodówka świeciła pustkami. Wzięłam do ręki karton z resztką soku pomarańczowego. Wypiłam go do końca i odłożyłam na miejsce. Wzięłam głęboki oddech. Przewróciłam oczami. Z Babcią jakoś sobie radziłyśmy, ale lepiej by było gdyby mój ojciec wysyłał mi pieniądze. Mogłam o tym tylko pomarzyć. On nawet nie pamiętał mojego imienia. Czy on w ogóle jeszcze wiedział, że ma córkę w Bostonie? Gdyby żyła moja mama byłoby inaczej.
            W drodze do szkoły kupiłam sobie kanapkę w markecie. Nie miałam nawet jak zrobić zakupy do domu bo nie było za co. Emerytura babci była bardzo mała. Musiałam znaleźć jakąś pracę.
- Ali! – rzuciła się na mnie od tyłu Britney.
- Brit. – powitałam ją zrzucając z pleców.
-Wpadasz do mnie dzisiaj wieczorem? – spytała.
- Okej. – uśmiechnęłam się.
Szłyśmy środkiem korytarza w stronę sali chemicznej. Minęła nas Naomi ze swoim przyjacielem Davidem. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Zrobiłam tak samo. Nasza przyjaźń się odbudowywała, ale ona nadal miała Davida, a ja Britney. Po prostu miałam dwie całkowicie inne przyjaźnie. Z Naomi, którą znałam od dziecka, rozumiałyśmy się, a nasza przyjaźń była taka jakbyśmy znały jakiś sekret, którego nikt inny nie zna, jakbyśmy były lepsze. Druga przyjaźń z Britney, taka niezobowiązująca, razem robiłyśmy różne szalone rzeczy. Tak naprawdę to nie byłam pewna czy mnie i Brit łączyła przyjaźń czy zwykła znajomość. Nie umiałam tego opisać, ale to nie było aż takie ważne. Zdałam się na los, niech on pokaże.
            Na okładce zeszytu ćwiczyłam podpis kiedy do klasy wparował dyrektor z jakimś panem. Poprosił mnie i Naomi do gabinetu. Spojrzałam na Naomi przerażona. Wstałam i wrzuciłam do plecaka zeszyt, piórnik i podręcznik. Naomi już na mnie czekała. Opuściłyśmy klasę.
- Myślisz, że to ma coś wspólnego z… tamtą imprezą? -            spytałam zaniepokojona.
- Pewnie tak. – odpowiedziała z kamienną twarzą.
Szłyśmy do sekretariatu. Byłyśmy coraz bliżej i bliżej, a moje serce biło szybciej. Poczułam jak w środku jest mi gorąco. Zatrzymałyśmy się przed drzwiami. Niepewnie nacisnęłam na klamkę.
- Tędy proszę. – pani z pieprzykiem na nosie wskazała nam drzwi na prawo.
Na fotelu siedział prywatny detektyw, a nad nim stał dyrektor.
- Proszę zostawić nas samych. – wysoki mężczyzna w garniturze zwrócił się do dyrektora.
- A wy usiądźcie.
Na sofie w gabinecie siedzieli chłopacy, na których wpadłyśmy tamtej nocy. Dake zmierzył mnie od stóp do głów i posłał uśmiech. Poczułam jak kącik moich ust mimowolnie powędrował do góry. Detektyw zadawał nam szczegółowe pytania. Z koperty wyjął zdjęcie takie samo jak to, które spaliłam z Naomi dzień wcześniej. Przełknęłam ślinę. Ten „dowód” stawiał nas w złym świetle w tej sprawie. Kłopoty dopiero się zaczęły.
***
            Wyszłam ze szkoły. W mojej głowie błąkały się różne myśli. Co teraz? Co dalej? Nie
potrafiłam sobie odpowiedzieć na żadne z pytań. Nagle przede mną pojawiła się smuga pyłu, a za nią Dake. Przywitał się ze mną. Okazało się, że idziemy w tę samą stronę, więc zaproponował, że mnie odprowadzi.

- Nie mają prawa nas przesłuchiwać, nie jesteśmy pełnoletni. – oburzył się.
Kiwnęłam głową. Miał rację, ale policja ani nikt inny się z tym nie liczył.
- Co najwyżej przy rodzicach. – dodał. Spuściłam głowę z nadzieją, że ominiemy ten temat, ale się nie dało. Zapytał mnie. Opowiedziałam mu wszystko. Do oczu napłynęły mi łzy.  Zauważył to. Zatrzymał się, odstawił bmx’a i mocno mnie przytulił.
- Spokojnie, wszystko już dobrze– szepnął. Dopóki mnie przytulał – było.
Kiedy uwolnił mnie z uścisku wziął bmx’a i prowadził go idąc obok mnie. Doszliśmy do mojego domu.
- A ty gdzie mieszkasz? – spytałam i spojrzałam przed siebie.
- Trzy przecznice dalej. – podrapał się na karku. Powstrzymałam uśmiech.

Pożegnałam się z nim i weszłam do domu. Stanęłam przy oknie i przyglądałam się jak odjeżdża. Ta krótka chwila spędzona z nim poprawiła mi humor. Zaczęło się powoli ściemniać. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Pobiegłam do pokoju i włączyłam laptopa. Napisałam na facebooku do Britney, że nie przyjdę. Chciałam spędzić wieczór w domu. Porozmyślać trochę i rozkoszować się samotnością.

Rozdział 7.

Oczami Naomi:

                Przekroczyłam mury garażu należącego do rodziców Davida. Po dłuższej przerwie kapela znów miała stanąć na nogi i obudzić się do życia. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Nie dostrzegałam żadnych zmian. Nadal znajdowały się tu rozłożone instrumenty, a pod stołem wciąż leżały puste opakowania po papierosach. Wychwyciłam jednak coś co przykuło moją uwagę. David i przytulający go chłopak. Jego twarz była mi zupełnie obca, więc nie mógł być to żaden członek kapeli przytulający go na przywitanie. Euforia opanowała moje myśli. Cholera. Mój przyjaciel w końcu doczekał się momentu, w którym ktoś odwzajemni jego uczucie. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, a moje stopy zaczęły same kroczyć w ich kierunku. W międzyczasie rzuciłam swój plecak na ziemię. Ten ruch był zbędny, ponieważ chłopacy dostrzegli moją obecność. Chwilę później znajdowałam się już w objęciu Davida. Gdy jego ręce przestały oplatać moje ciało mój wzrok przeniósł się na stojącego obok chłopaka. 
- Naomi. - przedstawiłam się, a mój uśmiech nadal pozostawał na mojej twarzy.
- Alex. – odparł i przytulił mnie równie delikatnie co David. Nie zorientowałam się kiedy w pomieszczeniu znaleźli się inni członkowie kapeli. Nigdy nie mówiliśmy sobie prostego słowa: cześć. Zawsze sięgaliśmy po instrumenty, a muzyka władała każdym po kolei.
                Rozeszliśmy się. Chwyciłam jedynie za mój plecak i posyłając ostatnie spojrzenie, w stronę przytulających się Davida i Alex’a, kroczyłam w stronę zejścia do metra. Idąc chodnikiem patrzyłam na postawione obok bloki. Dużo pięter i mieszkań. Każdy znał uczucie kiedy druga osoba, mijająca go, znała jego twarz. Moje myśli znów powróciły do pustki. Rozejrzałam się dookoła i ustaliłam moje położenie. Przed moimi oczami znajdowało się ceglane zejście do metra. Schodek po schodku kroczyłam w stronę odpowiedniego przystanku. Cieszyłam się ponieważ znajdował się niedaleko, więc chwilę później znalazłam się na miejscu.
                Było inaczej. Zazwyczaj metro było zapełnione setkami ludzi. Tym razem byłam tam tylko ja. Przełknęłam ślinę i usiadłam przy ceglanej ścianie. Słyszałam jedynie ciszę. Odchyliłam lekko głowę do tyłu. W moich myślach krążył jedynie Metthew. Choć znaliśmy się krótko tęskniłam za jego obecnością. Chciałam go tu i teraz. Uczucie, którym go obdarzyłam było inne niż do kogokolwiek. Nigdy nie czułam takich emocji przy jakiejkolwiek duszy. Cholera. Żałowałam jedynie, że nie mogłam czytać w jego myślach, ponieważ jego zachowanie nie pomagało mi w poznaniu jego planu co do mojej osoby.
                Usłyszałam nadjeżdżające metro. Wstałam i podchodząc bliżej oczekiwałam momentu, w którym pojazd zatrzyma się. Uwielbiałam chwilę, w której wiatr wywołany przez maszynę rozwiewał moje włosy we wszystkie możliwe strony. Koła zablokowały się. Nie zdążyłam mrugnąć a drzwi, zapraszające mnie do wejścia, były już otwarte.
                Rozejrzałam się dookoła. Cholera. Los chciał mnie przestraszyć. Udało mu się. Nikogo nie było. Usiadłam na jednym z siedzeń. Mój wzrok skierował się na przestrzeń, która znajdowała się za szybą. Odpłynęłam na tyle, że nie zauważyłam kiedy musiałam już wysiąść.
                Zamknęłam oczy i zaczerpnęłam przyjemnego, świeżego powietrza. Zrobiłam krok w przód i otworzyłam swoje powieki. Usłyszałam cichy dźwięk dochodzący z mojego plecaka. Ściągnęłam go wkładając rękę w otwór. Na dnie udało mi się znaleźć telefon. Wyciągnęłam go, zamykając plecak. Sms od mamy: Zjedz obiad na mieście, ja i tata wrócimy w nocy. Na szczęście moje osiedle nie było daleko centrum miasta, więc mogłam szybko znaleźć się w jakiejś restauracji.
                 Usiadłam przy pustym stoliku sięgając ręką po menu. Chwilę później w notesie kelnerki znajdowało się moje zmówienie: pierś z kurczaka, ryż i surówka. Poprosiłam również, by kelnerka wraz z obiadem przyniosła rachunek. Musnęłam opuszkami palców po białym obrusie, czekając na posiłek. Nie musiałam długo czekać. Kelnerka postawiła przede mną talerz z zamówionym przeze mnie daniem. Nie byłam głodna, ale obiad zjadłam zdecydowanie szybciej niż musiałam na niego czekać. Smakiem nie różnił się niczym wyjątkowym. Położyłam na metalowym talerzyku kwotę znajdującą się na rachunku i poszłam umyć ręce, w restauracyjnej łazience.
                Potarłam o siebie zamydlone ręce i ponownie włożyłam je pod bieżącą wodę. Skierowałam swój wzrok w górę. Patrzyłam na swoje odbicie. Wytarłam swoje ręce w papierową ścierkę i zrobiłam parę kroków do tyłu na tyle aby w lustrze dostrzec całe swoje ciało. Cholera. Czemu moja figura, która jeszcze poprzedniego dnia wydawała mi się idealna, chuda, w tamtej chwili przypominała mi słonia? Gruba świnia. Nie mogłam na siebie patrzeć. Odwróciłam się w stronę wyjścia próbując uspokoić moje sumienie. Obiecywałam sobie, że nic już nie zjem.
                Zostało parę kroków, abym zobaczyła mury mojego domu. Nie patrzyłam na przestrzeń, która mnie otaczała. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i uniknąć jakichkolwiek spojrzeń skierowanych na mnie i na moje tłuste ciało. Moje szybkie tempo zwolniła Alison.
- Dokąd tak się spieszysz? – spytała łapiąc mnie za prawy nadgarstek. Szybko wyrwałam rękę z uścisku jej dłoni. Nie chciałam by czuła ten oplatający moje ciało tłuszcz. Kiedyś masa jej sylwetki była większa od mojej. Była cięższa ode mnie o sześć kilo. Nie czułam się w jej towarzystwie tak samo. Moje sumienie karciło mnie i moje podejście do jedzenia. Jedynie co mogłam zrobić to nic nie jeść.
- Idę do domu, a ty co tu robisz? – spytałam próbując odwrócić uwagę swoich myśli.
- Właśnie planowałam przyjść do ciebie tak jak za dawnych lat. Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać?
- Nie no, coś ty. Chodź. – powiedziałam i unikając jakiegokolwiek kontaktu poszłam w stronę mojego domu, a Alison depcząc mój cień kroczyła od razu za mną.

                Otworzyłam frontowe drzwi chcąc postawić stopę na parkiecie przedpokoju. Rzucił mi się jednak widok leżącej przed drzwiami fotografii. 

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 6.

Oczami Alison:

            Dobrze znana mi melodyjka domofonu. Podniosłam słuchawkę. Zaskoczenie. Dałabym sobie głowę uciąć, że to Britney, ale nie. To była Naomi. Wpuściłam ją.
- Hej. – przywitałam się niepewnie i spojrzałam na jej twarz. Była poważna. Ciężko było odczytać co odczuwała. Tak jak domyślałam się powodem jej przybycia była nasza niedoszła rozmowa. Obejrzałam się za siebie. Przed telewizorem siedziała moja babcia, która wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana. Uwielbiała oglądać teleturnieje. Z powrotem odwróciłam głowę w stronę Naomi. Podeszłam do sofy i wzięłam z niej moją szarą bluzę po czym założyłam ją.
- Możemy iść. – porozumiewawczo mrugnęłam i zamknęłam za nami drzwi. Wyszłam bez słowa. Moja babci zdążyła się przyzwyczaić, że wychodzę kiedy chcę i w ten sam sposób wracam.
            Dotarłyśmy do Starbucks’a. Zajęłyśmy mały stolik na zewnątrz. Między stolikami krążyła szczupła, piegowata dziewczyna o rudych włosach. W mgnieniu oka znalazła się tuż przy nas. Złożyłyśmy zamówienie.
Nie wiedziałam jak zacząć. Ciszę przerwała Naomi.
- Dzisiaj rano w moim domu była policja. – w mojej głowie był tylko jeden wielki znak zapytania. Zaniepokoiłam się. Kelnerka przyniosła nasze kawy. Upiłam łyk i wsłuchiwałam się w szczegółowe opowiadanie Naomi. Głośno przełknęłam ślinę. Zaschło mi w gardle. Wzięłam kolejny haust mrożonego napoju. Zamrugałam z niedowierzeniem oczami. Cała ta sprawa morderstwa była przerażająca. Najbardziej obawiałam się momentu kiedy to do moich drzwi zapuka policja.
            Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że przeszłość nie była ważna. Od tamtego dnia byłyśmy połączone sprawą zabójstwa. Obydwie byłyśmy w to zamieszane, tak więc musiałyśmy trzymać się razem. Ulżyło mi po tej rozmowie. Brakowało mi przesiadywania w kawiarni, wspólnych rozmów. Niestety towarzyszył mi także stres. Nie byłam pewna czego się spodziewać. Tak naprawdę nie doszło do mnie jeszcze, że Kendra została zamordowana, a tu już są prowadzone sprawy dotyczące mordercy. Dlaczego miałabym to być ja?
            Usiadłam na krawężniku. Na osiedlu, na którym się znajdowałyśmy rzadko kiedy jeździły jakieś pojazdu. Ulica była całkowicie opustoszała. Naomi siedziała na desce koło mnie. W tle ogromne światło słońca powoli znikało za drzewami, a pomarańczowe niebo opatuliło
całe miasto. Kochałam takie krajobrazy Bostonu. Niecodziennie można było zaobserwować tak piękny zachód słońca. Razem z Naomi żartowałyśmy jak za dawnych czasów co chwilę wybuchając śmiechem. Wspominałyśmy przeszłość. Było o czym rozmawiać, ponieważ miałyśmy masę wspólnych wspomnień. W pewnej chwili nastała cisza. Zrobiło się niezręcznie. Nie do końca wiedziałam czy z powrotem się przyjaźniłyśmy czy to tylko spędzanie czasu. Nadjechał samochód. Podniosłyśmy się z ulicy.
- Będę już spadać. – oznajmiła Naomi po chwili dodając – Napisz w razie co.
- Okej, pa. – pożegnałam się, a nasze drogi się rozeszły. Każda poszła w inną stronę.
            Przypomniało mi się, że od czasu imprezy nie widziałam się z Britney. Nie miałam ochoty wracać do domu, więc udałam się w stronę gdzie mieszka Brit. Uniosłam głowę do góry i wpatrywałam się w pejzaż nade mną. Firmament zmieniał kolory w odcienie fioletu i różu. Tego dnia niebo było naprawdę wyjątkowe. Stratocumulusy płynnie zmieniały swoje miejsce. Zachodzące słońce było już ledwo widoczne. Widoki tak przykuły moją uwagę, że zanim się obejrzałam stałam pod domem Britney. Przeszłam przez metalowe ogrodzenie od tyłu posiadłości. Na szczęście Państwo Bass nie mieli psów. Bez problemu dostałam się pod okno od pokoju przyjaciółki. Zapukałam trzy razy, a później jeszcze dwa. Firanka w kolorze fuksji odsłoniła się ukazując bałagan w pokoju Britney, która otworzyła mi okno.
- A ty jak zwykle bez uprzedzenia. – przywitała mnie nietypowo.
- No wybacz. – odezwałam się ironicznie i weszłam do środka.
W pomieszczeniu panował wielki rozgardiasz. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Zignorowałam ten fakt. Po Britney można było spodziewać się wszystkiego.
- Chcesz coś zjeść? – spytała zerkając na mnie. Kiwnęłam głową. Brit zniknęła w głębi korytarzu, a ja usiadłam po turecku na jej neonowym, włochatym dywanie w kolorze seledynowym. Był on mięciutki niczym mech. Z całego jej pokoju najbardziej lubiłam właśnie ten kobierzec. Mahoniowe drzwi otwarły się, a do pokoju weszła Britney z paczką chipsów i talerzem pełnym grzanek posmarowanych masłem orzechowym. Pod pachą miała butelkę grejpfrutowego napoju gazowanego. Uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie. Takie danie zdecydowanie należało do niezdrowych, ale moje odżywianie właśnie takie było, a już na pewno jeśli spędzałam czas z Brit.
- Pycha. – rozkoszowałam się kęsem tosta. Ręce Britney co chwilę zanurzały się w paczce chipsów, aż po łokcie. Kiedy skończyła otrzepała je z okruszków i wzięła łyk picia.
            Późnym wieczorem wróciłam do domu. Ostrożnie nacisnęła klamkę i uchyliłam drzwi. Weszłam do środka. Stąpałam po drewnianej podłodze najciszej jak tylko umiałam.
- Przyszedł do ciebie list. – głos babci wystraszył mnie na śmierć. Nie zaważyłam jej.
- Do mnie? List? – uniosłam brew i zmarszczyłam nos.
- Tak właściwie to wezwanie na komendę. – w głowie słyszałam echo słów babci. Ugryzłam się w język. Nie przesłyszałam się. Nadeszła moja kolej.
            Wzięłam do ręki białą kopertę z czarną, wydatną pieczęcią i podreptałam do pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka. Nieprzytomnie wpatrywałam się w pismo. Nie byłam gotowa go otworzyć. Odłożyłam przesyłkę na komodę i wyjęłam z kieszeni spodni telefon. Napisałam do Naomi. To było pierwsze co przyszło mi na myśl. Następnie spod poduszki wyjęłam pidżamę i ruszyłam w stronę łazienki.

            W mojej głowie roiła się masa pytań. Na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Oczekiwałam dostać ich kolejnego dnia. Tego, którego tak bardzo się obawiałam.